Artykuły

Baj Pomorski tańczy i śpiewa

"Krótki kurs piosenki aktorskiej" w reż. Wojciecha Szelachowskiego w Teatrze Baj Pomorski w Toruniu. Pisze Grzegorz Giedrys w Gazecie Wyborczej - Toruń.

Podobno największym grzechem literatury jest jej autotematyczność - pisanie o tym, jak cudowny i ciężki zarazem bywa żywot pisarza. Na scenie teatralnej ta praktyka staje się niewyczerpanym źródłem komizmu i inteligentnej ironii.

Reżyser Wojciech Szelachowski dzięki "Krótkiemu kursowi piosenki aktorskiej" rozsławił w Polsce Białostocki Teatr Lalek. Udało mu się też zbudować zespół, który później sam stworzył wiele niezapomnianych spektakli i kreacji. To przełomowe w swojej karierze dzieło białostoczanin po 12 latach postanowił przypomnieć w Baju Pomorskim. Powstało muzyczne widowisko, które być może stanie się zapowiedzią rewolucji na toruńskiej scenie lalkowej. Oto nasi artyści zaczynają sięgać po nieco swobodniejszy repertuar dla dorosłego widza.

Fabuła "Krótkiego kursu" wydaje się banalna. Realizatorzy nawet niespecjalnie ukrywają, że służy przede wszystkim jako pretekst do kolejnych skeczy i piosenek. Dość Uznany Kompozytor Teatralny (w tej roli kompozytor i aktor Krzysztof Dzierma) leży chory w łóżku. Odwiedza go brat Karolek (Jacek Pietruski). Artysta nie może przeboleć, dlaczego ów brzydzi się sztuką, więc chwyta się wszelkich możliwych sposobów, aby przekonać brata do teatru. Przez pokój przechodzą kolejne zjawy i widma, które prezentują w szczegółach małostki życia scenicznego.

Szelachowski i Dzierma wdzięcznie portretują artystyczną wielkość aktorów - na równi z ich frustracjami i lękami. Zespół Baja Pomorskiego dobrze się czuje w tej mocno autoironicznej stylistyce. Grażyna Rutkowska-Kusa korzysta ze swoich fenomenalnych warunków wokalnych i wykonuje pieśń o artystowskich ekstrawagancjach. Agnieszka Niezgoda śpiewa zaś o tym, że zawód aktora polega na szczególnym rodzaju złodziejstwa. "Cudza kwestia, cudza mina / ściągaj, kradnij, zrzynaj, zbieraj / cudzym grepsem się podpieraj (...)"Zapożyczaj i podglądaj / ściągaj maski, gesty zbieraj / kreatywność przeogromna / teatr, teatr, teatr, teatr" - to najmocniejszy głos samokrytyki ludzi sceny. Aktorzy są zmanierowani i nieautentyczni. Czyżby zatem nie myliła się potoczna mądrość, podszeptując, że ich życiową powinnością jest wcielanie się w inne osoby, które szczątkowo, niedbale lub z nonszalancją skreśla w kilku słowach autor?

Artysta dramatyczny (świetny Mariusz Wójtowicz) źle znosi ignorancję autorów przekładu. Znany fragment monologu Hamleta - "Ktoś nie śpi, aby spać mógł ktoś. / To są zwyczajne dzieje" - aktor podaje w wersjach kolejnych tłumaczy: Józefa Paszkowskiego, Stanisława Barańczaka, Macieja Słomczyńskiego, Władysława Tarnowskiego. W końcu ze złością rzuca: - "Niech się skrwawiony buhaj cieli, / krowa wymionem macha. / Jeden dopiero wznosi kielich, / drugi już czuje kaca". Co zrobić, gdy w spektaklu muzycznym gwałtownie cichnie orkiestra? Aktor (ciekawa rola Krzysztofa Grzędy) jest skazany na improwizację i nieudolne tuszowanie braków przedstawienia.

"Kurs" to także spektakl o pielęgnowaniu pozornego geniuszu. Z szafy wyskakuje artysta (Piotr Dąbrowski), celebrujący moment swojego wejścia na scenę. Jego entrée ma przypominać pierwsze kroki w przestrzeń teatralną gigantów aktorstwa - Stefana Jaracza i Ludwika Solskiego. "Zapadłem w twoją pamięć wejściem / i wejściem w twej pamięci tkwię / i miałeś, k..., wielkie szczęście, / żeś obserwował me entrée" - kończy śpiewać, podciągają spodnie nonszalancko owinięte wokół kostek. Na scenie bezkonkurencyjny wydaje się Krzysztof Dzierma, którego toruńscy widzowie mogą znać z ról w "U Pana Boga za piecem" i "U Pana Boga w ogródku". Niespodzianką jest występ Krzysztofa Zaremby, kierownika muzycznego Baja Pomorskiego, który brawurowo zagrał typowego naturszczyka zakłócającego powagę sceny.

Przez muzyczny spektakl Szelachowskiego przebija jednak gorzka refleksja - teatr to sztuka dla wybranych. Karolek, który gardzi sceną i nie ufa artystom, jest projekcją lęków współczesnej polskiej inteligencji. Bratem kompozytora rządzą najtańsze instynkty konsumenckie. W finale aktorzy, aby przypodobać się Karolkowi, sięgają po martyrologiczno-bankietowy repertuar - wszystkie te "Rozkwitały pąki białych róż" i "Rozszumiały się wierzby płaczące". Teatr idzie tym samym na trudny kompromis i godzi się na artystyczną degradację.

Autorzy tego przedstawienia nie snują jednak groźnych wizji - nie wyznają, że muszą tworzyć w obecności coraz większej rzeszy Karolków, którzy zaczynają panować nad naszą wyobraźnią zbiorową, zmieniają estetyczne kanony, ośmieszają i kompromitują to, co w naszej kulturze wielkie, a awansują to, co wydaje się godne wyśmiania, grafomańskie i wstydliwe. Jednak na pytanie, czy "Krótki kurs piosenki aktorskiej" opowiada o codziennych frustracjach wykształciuchów zamkniętych w inteligenckim getcie, niech sam odpowie sobie widz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji