Artykuły

Niedokończone pomysły

"Krwawe wesele" w reż. Bartosza Szydłowskiego w Teatrze Łaźnia Nowa w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Lorka, Cyganie, muzyka, Nowa Huta, miłość, śmierć, zemsta, baśń, metafora. Połączenie kultur i języków, sfery odwiecznych wierzeń i współczesności, cygańskiej wolności w zgodzie z naturą i pęt cywilizacji. Z tych składników Bartosz Szydłowski ukręcił "Krwawe wesele" - bezkrwawe, blade i grzeczne.

Na scenie las. Pionowe pasy przezroczystej tkaniny ożywiane projekcjami. W programie (już po przedstawieniu) czytam, że inspiracją dla scenografki i reżysera były próby w zapuszczonym, zarośniętym legnickim bunkrze - premiera odbyła się tam właśnie podczas Festiwalu Miasto. Może w bunkrze spektakl wyglądał inaczej, ale w Łaźni scenografia sugeruje, że będziemy oglądać poczciwą bajkę, i to w konwencji sprzed kilkudziesięciu lat. Wrażenie to potęguje się, gdy na scenę wchodzą aktorzy. Kląskając, ćwierkając, dzięcioląc, opowiadają o miłości, zazdrości, weselu. Czemu służy to ptasie radio? "Cyganie mawiają, że dusze ludzkie po śmierci zamieniają się w ptaki" - objaśnia reżyser w programie. Szkoda tylko, że w przedstawieniu ten pomysł nie staje się nośny, niczego nie upiększa ani nie uwzniośla. Pracowite "ptaszenie" jest trochę infantylne, trochę śmieszne, trochę nudne.

Cały spektakl składa się z pomysłów - surowych, niedokończonych, nieprzeprowadzonych. Ma być poetycko, więc gdy matka (Alicja Bienicewicz) nakłania syna (Mateusz Janicki) do zemsty, wkłada sobie trzonek noża do ust, ostrze kierując ku ustom syna. I tak nożem połączeni trwają... Pora na pokazanie, że rzecz dzieje się tu, w Nowej Hucie, wśród miejscowych Romów - więc pojawia się mężczyzna (Rafał Kosecki) w milicyjnej kurtce. Z pogardą i poczuciem wyższości mówi o cygańskim życiu i potrzebie zaprowadzenia dyscypliny. Ale widzi buty pozostawione przez Cygana, zakłada je - i niosą go one w dość koślawy taniec. W tych wszystkich pomysłach i niezbyt lotnych metaforach ginie temat spektaklu - czy też raczej, przy nadmiernej liczbie ledwo dotkniętych tematów - jego sens. Ginie też dlatego, że aktorzy nie mają szansy na zagranie postaci, która byłaby czymś więcej niż tylko powierzchownym stereotypem. Jak Cygan kochanek (Tomasz Sobczak), to dziki i chmurny, w czerwono-czarnej koszuli. Jak panna młoda z rozdartym sercem (Kalina Pawlukiewicz), to świeża, niewinna i w ciągłym biegu z rozwianym welonem.

Przydałoby się więcej prostoty i skupienia. Mniej wbijania noży, więcej uczuć. Mniej ćwierkania, więcej prawdy. Mniej teoretycznych założeń, więcej pracy nad ich przeniesieniem na scenę. Mniej poetyzowania, więcej poezji. Jedyne, co pozwala uwierzyć, że przedstawienie opowiada o namiętnościach, to muzyka grana przez autentyczny zespół cygański Kałe Jakha. A przede wszystkim pieśni śpiewane przez Adama Kozłowskiego - pięknie, prosto i z zaangażowaniem.

.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji