Artykuły

Wioskowy kryminał trumienny

"Trumna nie lubi stać pusta" w reż. Piotra Dąbrowskiego w Teatrze Dramatycznym w Białymstoku. Pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej - Białystok.

Śmieszni, pocieszni, grzeszni. Fantastyczna galeria postaci spod wiejskiego sklepiku ze zbrodnią w tle - do obejrzenia w Teatrze Dramatycznym.

Dawno nie mieliśmy w tym miejscu tak dobrych scen zbiorowych. W spektaklu "Trumna nie lubi stać pusta" gra niemal cały zespół aktorski, i niemal cały radzi sobie z tym świetnie. Materiał dostali znakomity - scenariusz telewizyjny Andrzeja Dziurawca kipi od emocji, sprawnie napisanych dialogów i podpatrzonych na wsi scenek sytuacyjnych. Reżyser Piotr Dąbrowski tekst przysposobił do potrzeb teatru, teraz pozostało tylko materiału nie zmarnować. I nie zmarnowano, a nawet poprzez inscenizacyjne smaczki dorzucono sporo od siebie. Np. idealny do takich historii surrealistyczny wymiar.

Plejada gagatków

Oto mamy miejscowe centrum towarzyskie: sklepik z winem marki wino. Całymi dniami przesiadują tu miejscowi - bez pracy, otępiali, senni. Czekają nie wiadomo na co. A nuż coś się zdarzy? Kiwają się nad butelkami, rozmawiają, dowcipkują w stylu nieokrzesanym, czasem w ferworze kłótni rzucą się sobie do gardeł. Obrazek typowy - wykorzystywany w różnych wariantach (ostatnio choćby produkcjach telewizyjnych, jak: "Pieniądze to nie wszystko" czy "Ranczo"). Tu skupia się życie. Tu zapadają plemienne decyzje. Tu otwiera się butelki zębami. Raz jest śmieszno, raz straszno. Dobrze nam znany obraz - polska prowincja w przekroju, z całym anturażem drobnych grzeszków i zalet. W ujęciu aktorów cała ta brygada to nie papierowe cienie, tylko osobnicy z krwi i kości. Co jeden wkroczy do sklepiku - to lepszy gagatek.

Miejscowy głupek, tchórz nad tchórze, co postanowił zostać wioskowym Wernyhorą, wieszczącym śmierć; typ wyjątkowo odstręczający, budzący politowanie w swej walce o szacunek (gościnnie - Andrzej Beya-Zaborski). Chwiejący się na nogach gruźlik, rozwożący trumny (Bernard Maciej Bania - świetny pomysł na głuchy głos i przywracanie oddechu własnym płucom). Pańcia w moherowym berecie, z wyniosłą miną, kreśląca krzyże nad sąsiadami (świetna Krystyna Kacprowicz-Sokołowska). Miejscowa metresa, duża kobieta; jak trzeba i drewno porąbie, i chłopa pobije; wydaje się silna, a jednak samotna (ciekawa Danuta Bach w niebywałym wcieleniu). Właściciel sklepu, były policjant, z filozoficznym podejściem do życia (Krzysztof Ławniczak). Smutny harmonista, grywający przy pogrzebach - chodząca reklama swojej profesji (Sławomir Popławski). Czy wreszcie miejscowy zakała, który zastrasza całą wieś; paskudny typ, choć elegancik (ach, te buty z wężowej skórki! - Marek Tyszkiewicz). Wszystkich tu wymienić nie sposób, dość powiedzieć, że na swoją postać pomysł ma niemal każdy. W pewnym momencie zastygła w marazmie gromadka się ożywia, bo w sklepie pojawia się trup z siekierą w plecach. Zaczynają wewnętrzne śledztwo...

Sztachety też są

Publika patrzy na barwną gromadkę, śmieje się, ale śmiech jej może uwięznąć w gardle. Przy całym sytuacyjnym komizmie jest to jednak historia mroczna: o społeczności, która sama wymierza karę. Tu nic nie jest jednoznaczne. Zakała wsi, znając grzeszki wszystkich i wytykając je im staje się poniekąd sumieniem całej wioski - choć sam sumienia chyba nie ma.

Reżyser żongluje tu nieco prowincjonalnymi stereotypami: są obowiązkowe walonki, są sztachety, czekające na wracających z zabawy. Niektóre nieco należałoby zmodyfikować, ale czepiać się nie będę, cała reszta wystarczająco pracuje na pozór prawdziwości.

Sporo tu przezabawnych dialogów. Kilka niespodzianek inscenizacyjnych (uwaga na pewnego turystę, który zabłądziwszy w pobliżu, pojawi się w sklepie jak Filip z konopi). Przemyślna logika miejscowych prowadzących wewnętrzne śledztwo, którą widzowie śledzą z wyraźną uciechą. Przewrotna muzyczka Jerzego Chruścińskiego w tle, świetnie oddająca tragikomizm całej historii. Przaśna scenografia Marka Mikulskiego (widzowie siedzą wokół aktorów). I prawdziwa perełka - multimedialne projekcje, pokazywane symultanicznie nad sceną w trakcie spektaklu (Krzysztof Kiziewicz), na których oglądać można wszystko to, co się dzieje poza sklepem. Animacje pokazują aktorów w sposób odrealniony, spektakl zaś zyskuje surrealistyczny klimat. Historia niby dzieje się obok nas, a jakby zawieszono ją w czasie i przestrzeni.

Wygląda na to, że Dramatyczny trafił, hmmm, w dziewiątkę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji