Artykuły

Życie od końca

"Łoże" w Teatrze STU w Krakowie. Recenzja Joanny Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

"Sztuka Sergi Belbela ma pewne zalety, ale przedstawienie Jana Peszka ich nie uwydatnia, wręcz przeciwnie Jeżeli na scenie jako główny rekwizyt i temat zarazem jest łóżko (wymiary: dwa na dwa metry), a bohaterami są dwie pary, myślimy: farsa. Zwykle myślimy słusznie i oczekujemy zabawy, komedii omyłek, a może nawet inteligentnej a błyskotliwej refleksji na tematy męsko-damskie tudzież ogólnoludzkie. Sergi Belbel wykorzystuje schematy farsy, starając się, by jego sztuka była znacznie bardziej zabawna, inteligentna i błyskotliwa niż przeciętna farsa. No i mądrzejsza, świadoma formy i metateatralna na dodatek. Dostarczająca rozrywki na znacznie wyższym poziomie.

Tym zamierzeniom służyć ma przede wszystkim forma. Fabułka bowiem jest prosta - para małżeńska kupuje wielkie łoże, ale ponieważ tak się składa, że inaugurującą łoże noc ona musi spędzić w szpitalu, u boku siostry, on zaś zostaje wezwany do pracy, postanawiają udzielić gościny w łożu znajomej parze (która zresztą jeszcze nie jest parą). Fabułka prosta, ale cokolwiek niepokojąca z punktu widzenia tzw. zdrowego rozsądku. Czemu łoże nie może stać puste? Czy dlatego, że para małżeńska przeżywa kryzys i chce zaczarować łoże za pomocą szczęśliwej nocy innej pary? Może tak, ale z przedstawienia trudno wnioskować cokolwiek na temat przyczyn, nawet przy niechęci autora do łopatologii, realizmu i psychologizmu - para małżeńska jest bowiem dość nijaka. Juliusz Chrząstowski jest bladym wypowiadaczem kwestii, Katarzyna Krzanowska demonstruje jedynie nerwowość.

Znacznie więcej życia i wyrazistości ma druga para - Katarzyna Warnke i Błażej Peszek. Choć Belbel nie miał zamiaru zagłębiać się w swojej sztuce w ludzkie dusze, brak interesujących osób na scenie w niczym spektaklowi nie pomaga. Zwłaszcza że główny pomysł autora polega na tym, że oglądamy całą historię od końca. Na początku w krótkich, oderwanych fragmentach, potem w coraz dłuższych. Najpierw bez punktu wyjściowego i puenty, później z punktem wyjściowym, a jeszcze później - i z punktem wyjściowym, i puentą.

Ta kunsztowna konstrukcja jest największą (i właściwie jedyną) atrakcją Łoża, ale przełożona przez Jana Peszka na scenę nuży przeraźliwie, kolejne strzępki akcji zaczynają trochę ciekawić dopiero wtedy, gdy zaczynają się składać w większe całości. I to ciekawi jedynie w kontraście do początkowego znudzenia. Bawią jedynie pojedyncze scenki-grepsy - Katarzyna Warnke walcząca zaciekle z oporną haftką biustonosza, Błażej Peszek śpiewający Stranger in the Night, Katarzyna Krzanowska zaścielająca śliską atłasową pościelą łoże.

Łoże to zdekonstruowana ambitnie farsa, ale cóż robić, przedstawienie nie jest ani ambitne, ani śmieszne, raczej żadne".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji