Być jak Magda M.
"Wszystko z miłości" w reż. Jerzego Zelnika w Teatrze Nowym w Łodzi. Pisze Leszek Karczewski w Gazecie Wyborczej - Łódź.
Komedia "Wszystko z miłości" w Teatrze Nowym jest jak serial na żywo. Kto ma telewizor, może takie obyczajowe duperele oglądać w domu, w kapciach i znad żelazka.
Sztuka Alana Ayckbourna trafiła do Dużej Sali - tylko tu mogła się zmieścić monumentalna scenografia. Dekoracji Marcina Jarnuszkiewicza trzeba oddać dwie rzeczy. Po pierwsze - jest pomysłowa (choć realizuje zalecenia dramaturga). Na scenie umieszcza jednocześnie trzy kondygnacje domu. Przy czym z lokum na facjatce teatralny kadr wykrawa tylko nogi mieszkańców, a z mieszkania w suterenie - same głowy. Reszty (często ekscytującej) należy się domyślać.
Po drugie - wygląda jak marzenie mieszczanina. Oto eklektyczny salon: na kremowej wykładzinie dywanowej stanęły sofa i leżanka w obiciu ecru. Krzesełko w stylu cesarstwa sąsiaduje z drugim w stylu skandynawskiego minimalizmu. Lampa z Ikei z papierowym abażurem towarzyszy szklanemu stolikowi i barkowi. Amortyzowane krzesełka barowe przeglądają się w chromowanej kolumience. Do łazienki prowadzą drzwi z mrożonego szkła, do ogrodu - z przejrzystego. Światło, powietrze, przestrzeń, wszystko jak z katalogu.
Aktorzy grają sprawnie: Audykowski dba o obyczajowe prowokacje, Kaszewska - o chwile wzruszenia, Korzeniowska - o szczyptę erotyki, Kowalski - o elementy humorystyczne. Przedsięwzięcie powinno zamknąć się w kilku dniach zdjęciowych, bo wykonawcy już znąją tekst na pamięć. Nawet jak ktoś ominie odcinek, to w fabule się nie pogubi, bo, jak w dobrym scenariuszu, wszelkie informacje powtarza się trzykrotnie.
Jerzy Zelnik, dyrektor artystyczny Nowego i reżyser przedsięwzięcia, deklarował na konferencji prasowej, że nie ma większych ambicji niż komedia obyczajowa. Ja dlatego nie mam telewizora, żeby nie oglądać takich dupereli.