Przeprosiny albo sąd
Łódzki aktor Marcin Brzozowski [na zdjęciu] domaga się przeprosin od Zbigniewa Zarzyckiego, dyrektora parchowskiego domu kultury. Za nazwanie go pseudoaktorem i zarzut o niemoralne zachowanie.
Aktor czuje się pomówiony i zniesławiony. - Pan Zarzycki obrażał mnie na sesji rady w Parchowie. Insynuował, że szerzę pornografię i rozbieram się przed młodzieżą podczas prowadzonych przeze mnie warsztatów artystycznych. To obrzydliwe kłamstwa. Domagam się publicznych przeprosin. Jeśli ten pan tego nie uczyni, pójdę do sądu - mówi Marcin Brzozowski.
Tymczasem Zbigniew Zarzycki sprawę stawia jasno. - Żadnych przeprosin nie będzie, bo nie ma za co. Przepraszać to powinien pan Brzozowski za złe rzeczy, które zrobił w gminie Parchowo - oznajmia Zarzycki. Dodaje, że nie boi się sądu. - Czekam na pozew - prowokuje dyrektor.
To kolejny odcinek konfliktu wokół parchowskiej kultury. Przypomnijmy, że na sesji Zarzycki pokazał zdjęcia, które miały obciążać Brzozowskiego i Jaromira Szroedera, animatora kultury z Parchowa. Na fotografiach było widać w półmroku nagiego Brzozowskiego w czasie warsztatowego spektaklu dla młodzieży "En Face". Dla Zarzyckiego to "epatowanie golizną". - Spektakl nie zawiera żadnych treści pornograficznych. Sfotografowane sceny ukazują postać oświetloną światłem fotograficznej lampy.
Są subtelnym, w sensie wyrazu artystycznego, obrazem. Scena prezentuje odchodzącego, umierającego człowieka. Kreowana przeze mnie postać dokonuje symbolicznego podsumowania życia i przygotowuje się na spotkanie ze Stwórcą - wyjaśnia łódzki aktor. Dodaje, że Zarzycki nie widział spektaklu. - Chcę jeszcze zaznaczyć, że przedstawienie poprzedzone było stosowną zapowiedzią, a po jego zakończeniu odbyła się rozmowa podejmująca temat wykorzystanych w spektaklu środków wyrazu scenicznego - podkreśla Brzozowski.
Zarzycki pokazał też inne zdjęcia, m.in. Chrystusa nabijanego na widelec i z obciętymi brzytwą rękoma. Fotografie miały dokumentować to, co działo się na warsztatach dla młodzieży kierowanych przez Szroedera i Brzozowskiego.
- Ta jakaś prowokacja. Rozmawialiśmy z uczestnikami warsztatów. Nikt nie pamięta tych zdjęć - zgodnie stwierdzają Szroeder i Brzozowski. Ten ostatni dodaje, że nawet gdyby zostały one zrobione w czasie artystycznej pracy, ta na pewno nie obrażają wiary i uczuć religijnych. - A o to oskarżył nas Zarzycki - oznajmia Szroeder.
Policja odmówiła wszczęcia postępowania w sprawie zdjęć, bo nie stwierdziła znamion przestępstwa. - A pan Zarzycki nadal nas pomawia - oburza się Brzozowski.
- Zdjęcia na pewno pochodzą z warsztatów. Podtrzymuję wszystkie swoje zarzuty. W sądzie okaże się, kto ma rację - kończy Zarzycki.