Artykuły

Julia Capuletti też musi umrzeć

"Romeo i Julia" w reż. Marcina Ehrlicha w Teatrze Miniatura w Gdańsku. Pisze Przemysław Gulda w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Na scenie Teatru Miniatura odbyła się premiera spektaklu "Romeo i Julia" na podstawie dramatu Williama Shakespeare'a, w reżyserii Marcina Ehrlicha.

Nowy sezon artystyczny gdański teatr otwiera inscenizacją klasycznego dramatu Williama Shakespeare'a "Romeo i Julia". To przedsięwzięcie dalekie od tego, do czego przyzwyczaiła w ostatnich latach swoich widzów ta scena, specjalizująca się w rozśpiewanych i roztańczonych przedstawieniach dla najmłodszych. Tym razem zespół teatru wziął na swe barki przygotowanie spektaklu dla nieco starszego odbiorcy, opartego na "dorosłym" tekście dramatycznym. Czy to trudne zadanie się udało? Raczej tak, choć nie bez pewnych zastrzeżeń.

Po stronie pozytywów z pewnością na pierwszym miejscu wymienić trzeba aktorstwo. Artyści z Miniatury w większości przypadków znakomicie sobie poradzili ze stworzeniem pełnowymiarowych, wyrazistych postaci. Wyróżniają się przede wszystkim dwie kreacje: Jacka Gierczaka w roli Brata Wawrzyńca i Ireny Sawickiej występującej jako Piastunka. To postacie dla dramatu szczególne - zaufani powiernicy tytułowej pary kochanków, jedyni, którzy rozumieją ich miłość i skrycie jej sprzyjają. W sposób symboliczny reżyser zaznaczył to, nie nakładając im nieco kuriozalnych masek, które nosi cała reszta obsady. Ale nawet i bez tego dwójka gdańskich aktorów, swoją pełną niuansów grą, znakomicie przedstawiła rozdarcie tych postaci między lojalnością wobec Romea i Julii a oczekiwaniami skłóconych rodów. Na uwagę zasługuje także oprawa wizualna i muzyczna przedstawienia: obie klasyczne, wysmakowane i dobrze pasujące do konwencji spektaklu. Aktorzy noszą stroje wzorowane bardzo wiernie na ubiorach z epoki, a pomysłowa, ruchoma scenografia świetnie naśladuje architektoniczne detale charakterystyczne dla średniowiecznych miast. Jest na dodatek w tym spektaklu kilka elementów wizualnych, które uderzają swym pięknem: choćby ciemna, rozświetlona tylko płomieniami pochodni scena schodzenia się gości na ucztę albo moment, w którym spod sufitu aż do samej sceny rozwija się biała kurtyna, symbolizująca śmierć.

Niestety, najnowsze przedstawienie nie jest pozbawione i wad. Za największą - zwłaszcza z punktu widzenia kilkunastoletniego widza, do którego jest zaadresowane - należy chyba uznać niewystarczającą dynamikę. Trwające prawie trzy godziny przedstawienie, opowiedziane w bardzo tradycyjny sposób, może znudzić młodych odbiorców. I nie pomoże chyba nawet dość dobrze wygrane przez Ehrlicha, charakterystyczne dla Shakespeare'a, przeplatanie nastrojów i stylów czy puentowanie dramatycznych scen swawolnymi żartami.

Ehrlich nie unowocześnia w żaden sposób Shakespeare'a, nie dodaje jego tekstowi żadnych nowych znaczeń. Jego spektakl można z powodzeniem określić jako bardzo tradycyjny i szkolny - w znaczeniu dosłownym i przenośnym - i w takich kategoriach sprawdza się znakomicie. A widz, który oczekuje po nim jakiejś prawdy o czasie, w którym żyje, otrzyma tylko ponadczasowe refleksje o naturze świata i miłości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji