Artykuły

Scena między ludźmi

- Teatr to jest właściwie pamięć o tym, co się zdarzyło w tym miejscu. Dobry jest taki teatr, który stworzył swoją legendę. A tworzą ją ludzie i przedstawienia. Wielu z nich już nie żyje, a przecież pozostawili na tej scenie znaczący ślad - mówi KRYSTYNA MEISSNER, dyrektor Wrocławskiego Teatru Współczesnego.

Zawsze ubiera się Pani na czarno?

- Kiedy rano nie czuję się pewnie, to się ubieram na czarno. Jak mam dobry nastrój, to wtedy staję przed szafą i się zastanawiam, co włożyć. Myślę, że czarny kolor pozwala się trochę schować, to bardzo szlachetna barwa.

W jakim kolorze jest Pani dom?

- Z domem jest trochę inaczej. Kiedyś jedna z moich scenografek powiedziała, że kiedy pracuje się w teatrze i komponuje różne przestrzenie, to w domu dąży się do prostoty. Ściany są u mnie zawsze białe, podłoga jest drewniana w naturalnym kolorze, meble są w tonacji ciemnobrązowej, ale dominują książki i one rzucają się w oczy, a ich grzbiety są w najróżniejszych kolorach. Jest też sporo naturalnej zieleni.

Kiedy pierwszy raz teatr zjawił się w Pani życiu?

- W gimnazjum napisałam sztukę i wystawiłam ją z koleżankami. Nie myślałam wtedy o teatrze. Po prostu poczułam potrzebę jakiejś kreacji. Potem bardzo chciałam pójść do szkoły filmowej, ale się nie dostałam. Udało mi się wskoczyć na reżyserię do szkoły teatralnej i tak już zostało. Paradoksalnie, wielką moją pasją była muzyka. Odrabiałam lekcje i grałam na fortepianie jak szalona. Nikt mnie nie prowadził, od czasu do czasu ktoś mnie posłuchał. Ale za późno zaczęłam.

Żałuje Pani tej muzycznej pasji?

- Bardzo. Choć trudno powiedzieć, co jest lepsze. Teatr oferuje współpracę z ludźmi, porozumienie, wspólne dochodzenie do celu. Tworzy namiastkę rodziny, a w każdym razie grupy ludzi, która lubi razem pracować. Muzyk jest samotny. Czasami grywa z orkiestrą, ale większość czasu spędza samotnie z instrumentem. Mój żal czy tęsknota może polegają na tym, że w muzyce sama bym za wszystko odpowiadała. Każdy z nas staje przed takim dylematem, gdzie pójść, którą drogą. O wyborze najczęściej decyduje przypadek.

Sześćdziesiąt lat w życiu człowieka to sporo, a w życiu teatru?

- To jest nic. Ale wiek teatru liczy się inaczej. On może żyć wiecznie, dopóki nie zburzą murów. Teatr to jest właściwie pamięć o tym, co się zdarzyło w tym miejscu. Dobry jest taki teatr, który stworzył swoją legendę. A tworzą ją ludzie i przedstawienia. Wielu z nich już nie żyje, a przecież pozostawili na tej scenie znaczący ślad.

Teatr Współczesny miał wzloty i upadki. Chcemy pamiętać o tych najlepszych przedstawieniach.

- To jest naturalne. Każdy teatr wędruje po sinusoidzie. Konrad Swinarski kiedyś powiedział, że życie teatru pulsuje i tego nie zmienimy. Co siedem lat dochodzi do pełnej formy, potem troszeczkę spada. Łatwiej dochodzić do czegoś, co zaczyna być ważne, znacznie trudniej to utrzymać. W teatrze, gdy się coś osiągnęło, nie można sobie wygodnie usiąść. Wszystkich nas, aktorów, reżyserów, powinno niepokoić i inspirować coś, czego jeszcze nie osiągnęliśmy. Nie można stać w miejscu, trzeba cały czas piąć się w górę. To jest dosyć męcząca robota.

Pamięta Pani pierwsze spotkanie z Wrocławiem?

- To było zupełnie inne miasto: pełne jeszcze ruin i gruzów, bardzo smutne. Nawet nie miałam ochoty po nim spacerować. Reżyserowałam sztukę w Teatrze Polskim i po próbie wracałam do Domu Aktora. To nie było dobre przedstawienie.

W takim razie w roku 1998 jechała Pani do Wrocławia na rozmowy o objęciu dyrekcji w nie najlepszym nastroju.

- Wręcz przeciwnie. Pierwszy raz w życiu zdarzyło mi się, że prezydent miasta, który chciał mi zaproponować pracę, odwiedził mnie w domu, w Warszawie. Bogdan Zdrojewski zapowiedział się. Przyszedł bardzo elegancki, przedstawił swoją propozycję, ja poczęstowałam go kawą. Umówiliśmy się, że przyjadę zobaczyć teatr, a on czekał na mnie na dworcu. Przeważnie wzywano mnie do urzędu i rozmowy były oficjalne. We Wrocławiu wiedziałam, że przychodzę do teatru, który miał swoje legendy, czas Witkowskiego, Jarockiego czy Brauna. To był też teatr Różewicza i Karpowicza.

Co teraz w tym budynku przy ul. Rzeźniczej buduje atmosferę, klimat, czym emanuje ten teatr w swoje urodziny?

- Co w tym teatrze jest najwspanialszego? Zespół. Najważniejsze są związki między ludźmi tego teatru. To, że lubimy ze sobą pracować. Możemy się spierać i kłócić, ale mamy wspólny cel.

Włącz Radio RAM (89,8). Naszej rozmowy z Krystyną Meissner można też posłuchać w Radiu RAM w sobotę między godziną 9 a 14.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji