Pokolenie fuck
Bohaterowie wszystkich etiud to nastolatki, pochodzące z różnych domów: nowobogackich, gangsterskich i inteligenckich, sfrustrowanych bezrobotnych. Spektakl otwiera dekalog recytowany przy dźwiękach gitary. Ostro zderza się z pierwszą sceną. Z wulgarną swobodą małolaty rozmawiają o nauczycielce, która wzbudza silne podniecenie seksualne. Przykazania nieustannie są punktem odniesienia w spektaklu. To, że nie stanowią żadnej wartości w dzisiejszym społeczeństwie, jest jednak mało odkrywcze. Kontynuacją pierwszej sceny jest śmierć zadana przez Boba swojemu ojcu - dorobkiewiczowi, dla którego wychowanie oznacza jedynie bezwzględną dyscyplinę. Napięcie w chwilach morderstw potęguje ostra muzyka. To potrafię zrozumieć, ale utwory Bjork czy Pearl Jam nijak nie pasowały mi do kontekstu spektaklu. Reżyser wymieszał dramat z konwencją musicalową. Ciasna scena kameralna nie pomagała rozwinąć skrzydeł podczas popisów akrobatycznych, elementów tańca współczesnego z uczestnictwem całej dziesiątki młodych aktorów. Aktorzy pożegnali publiczność po pierwszej części spektaklu wymownym gestem "fuck you". Starsza publiczność nie dowierzając opuściła widownię.
Śmierć "syfiary"
W pokoju w bloku trzy nastoletnie dziewczyny. Rozmawiają o chłopakach i o "rżnięciu". Chłopak jednej z nich wraca właśnie z widzenia z ojcem w więzieniu. Opowieść o porachunkach w półświatku jest jedną z niepotrzebnych dłużyzn w spektaklu. Kontynuacja wydarzeń to nauczka dla puszczalskiej "brudasicy" i "syfiary" - dziewczyny młodego gangstera. Na scenie po raz drugi robi się głośno, adrenalina podnosi się chociażby od samego hałasu. Dziewczyna ginie uduszona sznurem przez swojego chłopaka. Na ekranie zawieszonym nad sceną widzimy szare blokowiska, ulice, powtórkę scenicznych wydarzeń. Wykorzystanie multimediów konkretyzuje akcję, pogłębia atmosferę szarej, polskiej rzeczywistości. Jednocześnie wnosi niepotrzebny chaos i odwraca uwagę widza od wydarzeń na scenie. Może i dobrze.
Młoteczek do czaszeczki
Siedemnastoletni Zyga i piętnastoletni Bartek rozmawiają przed blokiem. Potrzebują pieniędzy na papierosy. Obok przechodzi matka kolegi. Starszy blokers dostrzega w niej łatwą ofiarę, namawia do morderstwa małolata. Daje mu młotek i tłumaczy, jak użyć narzędzia zbrodni. Bartek słucha tego niechętnie, ale ulega namowom starszego kumpla. Kobieta umiera od uderzeń. Adepci aktorstwa, studenci III roku Studium Aktorskiego nie mieli łatwego zadania. Część z nich poradziła sobie całkiem nieźle z kreacjami "dzieci-śmieci". Spektakl odradzam widzom o wybrednym guście, szukającym w teatrze odprężenia. Tutaj go nie znajdą.