Ostatnie słowo należy do oprawców
"Zabawy..." w reż. Tomasza Gawrona w Teatrze Nowym w Łodzi. Pisze Monika Wasilewska w Gazecie Wyborczej - Łódź.
Gdzie jest granica między uwodzeniem a molestowaniem, kiedy kończy się przyzwolenie a zaczyna gwałt? Sceniczna odpowiedź, którą dają realizatorzy "Zabaw..." Edny Mazyi - spektaklu w Teatrze Nowym - jest błyskotliwa i dyskusyjna zarazem.
Nowy mocno zaczął sezon - premierowym spektaklem w reżyserii Tomasza Gawrona, którego nie mogą obejrzeć widzowie poniżej 16 roku życia. Mimo że tyle lat mają bohaterowie przedstawienia. Nie jest to historyjka o dojrzewaniu, a inspirowana faktami relacja z podwórka, na którym czwórka chłopców gwałciła 14-letnią Dvori. "Zabawy na podwórku" izraelskiej pisarki Edny Mazyi opublikowano w 1993 r., pięć lat po głośnym procesie 11 kibucników z Shomrat, którzy zgwałcili czternastolatkę.
Bohaterowie dramatu są jednocześnie nastolatkami i prawnikami broniącymi klientów w procesie o gwałt. Czyli siebie. Schemat kat-ofiara realizuje się na podwórku i w sali rozpraw. Gwałciciele-adwokaci przesłuchują Dvori, dokonując kolejnego gwałtu, tym razem psychicznego. Ich zdaniem chłopcy jedynie spełnili fantazje koleżanki...
Realizacja Gawrona stroni od dosłowności i rodzajowości. Scenografia to imitacja podwórka, gdzie trawę zastępuje zielony żwir, a huśtawkę włączony wiatrak. Nienaturalna, syntetyczna, staje się dekoracją do rekonstrukcji zdarzeń. Rodzi też zgrabne metafory. Na drzewku rosną pomarańcze, którymi karmi się Asaf, ulubiony kolega Dvori. I jej sukienka ma pomarańczowy kolor.
Gawron konsekwentnie unika reportażowego stylu i społecznego misjonarstwa. Jego bohaterowie nie są ani z izraelskiego kibucu, ani z miejskich bram. Dobrze ubrani, rozleniwieni monotonią dostatniego życia wtapiają się w zimne, sztuczne otoczenie - białe koszule i niebieskie spodnie tworzą taki sam wzór jak ułożone wzdłuż trawnika ogrodzenie. "Zabawy..." przestają być wyłącznie historią chłopców z marginesu i wypowiedzią na temat społecznej patologii. Zło uwodzi każdego.
Miejscami reżyser idzie jednak o krok za daleko, interpretując tekst Mazyi na korzyść oprawców. Dvori wciąż uwodzi i prowokuje. Wysyła sprzeczne sygnały: krzyczy na Szmulika dotykając zarazem jego ciała. Chłopcy ostentacyjnie ją ignorują, a ona zabiega o ich uwagę, inicjuje kontakt. W dramacie Dvori bawi się na huśtawce. To chłopcy są aktywni. Osaczają dziewczynę. Usunięcie finału, w którym słyszą wyroki, tylko pozornie otwiera widzowie przestrzeń do interpretacji. Ostatnim stanowiskiem prawników reżyser uczynił stwierdzenie, że winą chłopców są tylko normalnie działające hormony. Z takim przekonaniem widz pozostanie do końca. W scenie gwałtu bierność Dvori sugeruje jej pełne przyzwolenie. Gawron usunął te kwestie dziewczyny, w których wyraźnie mówi oprawcom "nie". Nie dowiemy się też, że bohaterka dramatu Mazyi była dziewicą.
Choć "Zabawy..." to umiejętnie zrobiony, dobrze zagrany spektakl, trudno się zgodzić z jego ostatecznym wydźwiękiem. Unikanie jednoznaczności zaprowadziło do usprawiedliwiania oprawców. To do nich należy tutaj ostatnie słowo.