Artykuły

Zawsze byłam trudna

- Moi koledzy ze Starogardu Gdańskiego, gdzie się urodziłam, w ogóle nie mogą uwierzyć w to, że mnie się udało, co mi się udało, że dostałam się do szkoły teatralnej, do której tak strasznie trudno się dostać, że ją skończyłam, że jestem aktorką, że zagrałam w filmie u Marka Kondrata, że spotkałam Kolskiego, że jestem w Teatrze Narodowym, że bywam w telewizji - mówei DOROTA LANDOWSKA.

Nie ma chyba bardziej skrytej aktorki niż Dorota Landowska (na zdjęciu). Wiele fanek Mariusza Bonaszewskiego nawet nie wie, że to ona jest właścicielką jego serca i że mają córkę. Aktorka unika wywiadów i fotoreporterów. Tylko dla nas przerwała milczenie. Opowiedziała, dlaczego lubi żyć, czym jest dla niej macierzyństwo i nowy serial Kryminalni, w którym gra panią prokurator.

Jej twarz znają wielbiciele serialu M jak Milość, ale Dorota Landowska nie lubi rzucać się w oczy. Nie znosi niczego, co przyciąga wzrok. Nie uznaje makijażu i ubrań od uznanych projektantów. Jest samotnikiem. Żyje z dala od błysku fleszów. Unika bankietów i hucznych premier filmowych. Jej ulubionym miejscem na ziemi jest dom, a ulubionym zajęciem - spacer po trawie na bosaka. Ma niewielu przyjaciół, ale jeżeli kogoś pokocha, to już na całe życie. Jej partnerem życiowym jest aktor Mariusz Bonaszewski. Oboje po przejściach, poznali się kilka lat temu. Mieli za sobą nieudane małżeństwa. Teraz nie tylko tworzą wspólny dom, ale i razem pracują w Teatrze Narodowym w Warszawie. Mają dwuletnią córeczkę Marysię. Dziecko sprawiło, że Dorocie Landowskiej trudniej wyjść teraz z domu niż kiedykolwiek wcześniej. Jest zakochana w macierzyństwie. Długo zastanawia się nad propozycjami ról. Wkrótce zobaczymy ją w nowym serialu Kryminalni. Dlaczego przyjęła rolę w serialu? - Bo pani prokurator, która gram, to dla mnie postać z kosmosu. Ambitna, skupiona jedynie na swojej pracy, zupełnie inna niż ja i to mnie w niej pociąga, przy niej trochę odpocznę od siebie - tłumaczy.

GALA: Mogłaby się pani zaprzyjaźnić z panią prokurator, którą gra pani w Kryminalnych!

DOROTA LANDOWSKA: Raczej nie. Jest moim przeciwieństwem. To kobieta niezwykle ambitna.

GALA: A pani nie jest ambitna?

D.L.: Gdybym była ambitna, nie byłabym aktorką, ale dobrym lekarzem albo dobrym prawnikiem. Jestem mało atrakcyjną postacią. Nie wywołuję skandali, nie fotografuję się. Ani ładna, ani brzydka. Ani zgrabna, ani niezgrabna. Po prostu - gram. Ktoś tam kojarzy moją Radomską z M jak Milość, ale popularna nie jestem. W takich swoich zachowaniach mało ekscentrycznych nieatrakcyjna.

GALA: Przesadza pani. Aktorzy, którzy grają w M jak Miłość, są gwiazdami.

D.L.: Moja bohaterka jest niezrównoważona psychicznie. Ludzie, rozpoznając mnie na ulicy, mówią: - A, to pani! Otwierają się na uśmiech, po czym nagle tężeją i uciekają. Taka jest więc ta moja popularność (śmieje się). Nabieram dystansu do tego, co robię. Skończyłam 30 lat. Założyłam rodzinę. Mam dziecko.

GALA: Mówi się, że jest pani trudna. Złagodniała pani dzięki dziecku?

D.L.: Zawsze mi się wydawało, że mam bardzo trudny charakter, że w ogóle nie nadaję się do życia wśród ludzi. Jestem samotnikiem. Dzięki Marysi na pewno inaczej patrzę na ludzi, ale i mój zawód -jest dla mnie dużym testem. Aktor jest w wiecznym treningu, nic może być sam, wiecznie smutny ani wiecznie wesoły. Ciągle spotyka różnych ludzi, różnych reżyserów i powinien mieć dobry słuch na każdego człowieka, żeby nikogo nie przegapić, żeby żadnej sprawy nie odpuścić, żadnego pytania nie zostawić bez odpowiedzi.

GALA: A jakich ludzi widzi pani wokół siebie?

D.L.: Sfrustrowanych albo pochłoniętych jakimiś fałszywymi marzeniami i wizjami, gdzieś biegną i gubią się w tym pędzie. Jeszcze widzę takich, którzy pojawiają się wtedy, kiedy dobrze nam się powodzi, żeby trochę się ogrzać w cudzym świetle albo żeby pożyczyć trochę pieniędzy. A poza tym? Jest jeszcze kilku fajnych, bezinteresownych, takich jak moi koledzy ze Starogardu Gdańskiego, gdzie się urodziłam, którzy w ogóle nie mogą uwierzyć w to, że mnie się udało, co mi się udało, że dostałam się do szkoły teatralnej, do której tak strasznie trudno się dostać, że ją skończyłam, że jestem aktorką, że zagrałam w filmie u Marka Kondrata, że spotkałam Kolskiego, że jestem w Teatrze Narodowym, że bywam w telewizji. Kiedy przyjeżdżam do Starogardu, uśmiechają się i patrzą na mnie jak na kosmitę. I pytają, dlaczego jest, jak jest, jak mi się żyje.

GALA: A jak się żyje? Podobno pani życie zdominowała córka?

D.L.: Zupełnie zapomniałam o sobie. Zadzwoniła nawet ostatnio moja kochana pani Małgosia, kosmetyczka, z kwestią: - Pani Dorotko, długo już się nie widziałyśmy, jak tam pani skóra się czuje? Byłam jej wdzięczna za to, że się odezwała, bo już bym uwierzyła, że tak wszystko jest cudownie, w porządku.

GALA: Co w macierzyństwie panią najbardziej zaskoczyło?

D.L: Wszystko, bo to jest coś takiego, czego się nie da zrozumieć.

GALA: Ale ma pani młodsze rodzeństwo...

D.L.: Siostrę i brata. Widywałam mamę w ciąży. Ale patrzeć to co innego, niż urodzić własne dziecko. Macierzyństwo to rewolucja. Przez pierwsze pół roku życia Marysi byłam obrażona, gdy ktoś dzwonił i proponował rolę. Nie rozumiałam, że tak można matce karmiącej dziecko podsuwać pracę. Zaraz szłam w kąt i łkałam. Mówiłam do siebie: - Boże, co ja teraz zrobię, jak ja to wszystko pogodzę, co będzie z tym moim dzieciątkiem, nie, nie.

GALA: Zdarzyło się pani zrezygnować z jakiejś roli dla córki?

D.L.: Jak pojawiała się propozycja, mówiłam dobrze, tylko gdy mogłam wziąć dziecko ze sobą.

GALA: Trudno chyba pracować z niemowlęciem u boku?

D.L.: Nigdy to nie było na siłę, kosztem wycieńczeniajej czy mnie. Jestem wdzięczna mojemu ówczesnemu dyrektorowi, reżyserowi Jerzemu Grzegorzewskiemu, za to, że proponując mi rolę w Nie-Boskiej komedii, przyjął wszystkie moje warunki. Pozwolił, żeby przez cały okres prób dziecko było przy mnie. Byłam nawet zdziwiona. Ale bez tego mój udział w tej sztuce byłby niemożliwy.

GALA: Jak wygląda praca z dzieckiem?

D.L: Grzegorzewski co dwie godziny przerywał próbę, pokazywał na zegarek i mówił: - Pani karmi, albo pokazywał mi rękami biust. Wygospodarowano w teatrze gabinet pielęgniarski, w którym ja i Mariusz siedzieliśmy z nią na zmianę. Marysia miała tam nawet swoją wanienkę. Nie mieliśmy wtedy opiekunki.

GALA: Teraz to się zmieniło?

D.L.: Bez pomocy opiekunki nie mogłabym pracować. Marysia ma dwa lata i siedem miesięcy i niełatwo ją okiełznać. Jest ruchliwa, potrzebuje placu zabaw, dzieci do tego, żeby być szczęśliwa. Już nie dałaby się zamknąć w gabinecie pielęgniarskim.

GALA: Marysia jest podobna do pani z czasów dzieciństwa?

D.L.: Byłam dzieckiem zamkniętym w sobie. Ona wszystkie emocje natychmiast wykrzykuje. Najlepiej się czuje w tłumie, w miejscach, gdzie jest bardzo dużo dzieci. Wszystkich ustawia. Ma taki dominujący, bardzo silny charakter. Ale zauważa tych, którzy stoją z boku. Podaje rękę, łagodnie namawia do zabawy. I wydaje mi się, że nie jest pozbawiona wrażliwości. Nie jest z nią łatwo. I ja dobrze o tym wiem. Może kiedyś będzie taka trudna jak ja?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji