Złodziejki chleba
Sztuka Ewy Lachnit została wyróżniona w 1999r. w konkursie Teatru Telewizji na współczesny utwór dramatyczny. Nowych polskich sztuk jest ciągle zdecydowanie za mało, jeszcze mniej powstaje naprawdę interesujących i dobrych tekstów. Jednak ta dramaturgia, która dociera do czytelników lub widzów, coraz częściej, o wiele częściej niż film, dotyka specyficznego obszaru naszego życia - peryferii społeczeństwa, poza marginesem tzw. normalności. Rzeczywistości, którą ujrzeć można z bliska wszędzie, ale której zazwyczaj staramy się nie dostrzegać. Mówi o ludziach, którzy nie potrafią odnaleźć się w głównym nurcie, o złamanych, skrzywdzonych, nieprzystosowanych. Lepiej lub gorzej, zręcznie, a czasem i bezradnie, te nowe polskie sztuki próbują opowiadać o nas i naszym świecie, o kondycji współczesnych. To rzecz bez wątpienia trudna, czego dowodem najnowszy spektakl.
Warszawska kamienica. Była żona gangstera, jej syn, popowa piosenkarka, i jej wiecznie naćpani i pijani goście. Wszyscy zagubieni, skrzywdzeni, nieszczęśliwi. Ale obok płynie jeszcze inny nurt życia: ludzie bez pracy, bez pieniędzy na życie, na operacje, na ratowanie bliskich. Matki, by wyżywić dzieci, kradną chleb. Ludzie, żyjąc tuż obok siebie, należą do całkowicie sobie obcych rzeczywistości. Niewiele wiedzą o innych, nie potrafią zrozumieć ich losu. Co się zdarzy, gdy ktoś przekroczy niewidoczną linię dzieląca obce sobie światy... Tak dzieje się właśnie z Teresą, która uciekła z synem od męża i próbuje żyć bezpiecznie, uczciwie i nie tylko dla siebie: angażuje się w prace Stowarzyszenia Pomocy, znosi towarzystwo nadpobudliwej sąsiadki. Próbuje być niezależna, silna, odporna, odpowiedzialna za innych.
Zrealizowane przez Natalię Koryncką-Gruz telewizyjne przedstawienie sugeruje realizm i autentyzm opowiadanej historii, posiłkując się techniką telewizyjną. Autentyczne wnętrza, reportażowe wstawki, realistyczna scenografia i kostiumy. Kilka chwytów: zatrzymany kadr, nieostre zdjęcia, zwolnione tempo, kamera śledząca postać. Opowieść nas wciąga, angażuje, skupiamy się na losach bohaterki (Danuta Stenka). A jednak jest tu coś, co brzmi fałszywie. Losy postaci są nieco zbyt dramatyczne, ich wizerunki pretensjonalne, zdarzenia zbyt sensacyjne, świat - niby prawdziwy, a przecież atrakcyjnie filmowy. I w akcji dramatu, i jego ciekawej realizacji, dobrym przecież aktorstwie, pojawia się czasem coś drażniącego, czasem histerycznego, nieprawdziwego, co odbiera wiarygodność opowieści. To kolejny dowód, jak trudno jest opowiadać jednocześnie prawdziwie i interesująco o naszym świecie.