Artykuły

Teatr to nie zabawka

"Zabawy..." w reż. Tomasza Gawrona w Teatrze Nowym w Łodzi. Pisze Michał Lenarciński w Dzienniku Łódzkim.

"Zabawy na podwórku" Edny Mazyi trzy lata temu znakomicie zrealizował Paweł Miśkiewicz z dyplomantami wrocławskiej szkoły teatralnej. Anna Ilczuk, która grała Dvori - jedyną kobiecą rolę w dramacie - dostała Grand Prix Festiwalu Szkół Aktorskich w Łodzi. Tamto przedstawienie za sprawą koncepcji Miśkiewicza i roli Ilczuk utkwiło w mojej pamięci. I pewnie dlatego na premierę do łódzkiego Teatru Nowego wybierałem się z wielkimi nadziejami.

Chociaż tekst nie jest doskonały, sprawna i inteligentna interpretacja ma szanse podnieść go wysoko, sprawić, że bohaterowie postrzegani będą jako osoby dramatu antycznego: cokolwiek zrobią, nie unikną tragedii. Nie mamy tu jednak do czynienia ze zniewoleniem przez fatum, a przez zmysły, miłość, jej brak.

Tomasz Gawron, reżyser łódzkiego spektaklu "Zabawy...", zdarzenie z kroniki kryminalnej rozpisane na dramat zgwałconej dziewczyny i jej czterech gwałcicieli (jeden nie gwałcił fizycznie, ale dokonał gwałtu emocjonalnego, czego zresztą reżyser nie potrafi wykorzystać do wzbogacenia znaczeń) lokuje w piaskownicy, ograniczonej z dwóch stron ścianami widowni, z dwóch krawężnikami. W środku zielony piasek, drzewko pomarańczowe i wentylator, służący za huśtawkę, wokół której rozgrywa się akcja. U Edny Mazyi akcja to wznosi się, to opada, przyspiesza, zwalnia, lecz emocje systematycznie wzbijają ku górze, by kulminować transem. Tymczasem Gawron zupełnie tego nie zauważa, celebrując nabożeństwo dłużyzn i nudy.

Co stanie się na scenie, wiemy już od pierwszych kilku minut, więc skoro nie ma napięcia, warto byłoby choć zainteresować bohaterami. Ale gdzie tam - Gawronowi postaci dramatu specjalnie nie przeszkadzają. Tomasz Gawron pragnie pokazać siebie, jak to w erupcji inscenizacyjnych pomysłów tworzy rzeczywistość sceniczną. Niestety, erupcja jest nikła, a pomysły używane.

Skutkiem takiej postawy reżyserskiej na scenie mamy do czynienia ze spektaklem z second handu: pełnym obłędnych pauz (czy trzeba, czy nie), zawieszeń, znieruchomień. Ewidentne jest, że Gawron za wszelką cenę chciał uciec od "małego realizmu" (zupełnie słusznie), ale po drodze potknął się o niedoskonałości tekstu, jego trudność (bohaterowie wcielają się w role dorosłych adwokatów we własnej sprawie) i osobiste kłopoty z inscenizowaniem. Z braku metafory, której Gawron nie umiał odkryć, mamy przedstawienie, któremu nie sposób uwierzyć. A i w oglądaniu trudno znaleźć przyjemność.

Aktorzy grają jak umieją, bo nie jak czują. Reżyser - to naprawdę widać - nie przejął się próbami analitycznymi, licząc, że młodzi młodych grać nie muszą, bo są młodzi. A to wcale nie tak. Bardzo lubię wszystkich zatrudnionych w "Zabawach...": Zuzannę Wierzbińską, Antoniego Pawlickiego, Michała Bielińskiego, Rafała Kosowskiego (dziś w ramach Festiwalu Dialogu Czterech Kultur wystąpi w "Iwonie, księżniczce Burgunda") i Bartosza Turzyńskiego, i dlatego życzę im wielu wspaniałych ról. Teraz mogę jedynie podziękować za poświęcenie. Szymon Gaszyński (projektował scenografię i kostiumy), Lilu (ruch sceniczny) oraz Tomasz Gawron nie poświęcili się, więc im nie dziękuję, bo nie ma za co. Co prawda do zabaw w teatr służyć może piaskownica, ale teatr to nie zabawka. Warto o tym pamiętać zanim wejdzie się z aktorami na scenę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji