Święta na śmietniku
Spektakl "Obrażeni" miał być spotkaniem świata hamburgerów z niezależnością bezdomnych, zagubionych w transformacji ustrojowej: artystów i filozofów. Sztuka Ewy Lachnit dzieląca rzeczywistość na białą i czarną, a ludzi na dobrych i złych, nie przekonuje, a dwugodzinne przedstawienie broni się dzięki członkom gorzowskiego zespołu teatralnego, którzy starają się wykrzesać iskrę ze sztucznych rozmów i wydumanych sytuacji. Widzimy tu świat jak ze złego snu o Ameryce, ale nie z dzisiejszej Polski.
Dom będący oazą życiowych outsiderów: Studenta wyrzuconego z uczelni za obrazę profesora (Przemysław Kapsa), nieszczęśliwej, oszukanej Nadii (Marlena Bernaś), wypędzonego z domu troskliwego Listonosza (Eugeniusz Paukszto), reżysera Brody (Marek Jędrzejczyk), ma zostać zburzony. Na jego miejscu powstanie bowiem nowoczesne centrum handlowe. Duży (Aleksander Podolak), twórca projektu centrum, próbuje dogadać się z bezdomnymi, by uniknąć zbrojnej interwencji. W domu mieszka bowiem jego brat (Jerzy Borek), wieczny rewolucjonista, który od pięciu lat prowadzi milczący protest przeciw rzeczywistości.
Trudno dopatrzyć się podobieństw między światem pokazanym na scenie, a obecną polską rzeczywistością, choć to o niej miał być dramat. Widz nie bardzo wie, z kim ma się identyfikować, ani po czyjej stronie opowiedzieć.
Trudno do końca uwierzyć w paskudnych bogaczy oraz pełnych ideałów i godności outsiderów, "jedynych sprawiedliwych", a przede wszystkim w Małą (Edyta Milczarek). Mała stara się zmienić świat pomagając wszystkim, walcząc o dom i godność jego mieszkańców. Prowadzi dialog z Dużym i przemienia go. Młodzieżowa święta, przygarniająca wyrzuconych na ulicę. Nawet ona nie jest jednak w stanie pokonać "złych".
Widać, że reżyser Andrzej Rozhin miał pomysł na spektakl i przygotował go z rozmachem. Podziw budzi piękna scenografia (Krzysztof Kain May), podobają się kostiumy (Agata Stróżyńska). Aktorzy dobrze radzą sobie ze sztucznymi dialogami, a ciągły ruch na scenie pozwala skupić uwagę na przydługich rozmowach postaci. Nie dało się jednak uniknąć sztuczności przedstawionego świata, ani skrócić rozmów i scen, które do akcji nie wnoszą nic nowego.
Ewa Lachnit przywołuje w swojej sztuce Emersona, myśliciela XIX-wiecznej Ameryki. Świat przedstawiony w dramacie także przypomina tamten drapieżny, bezwzględny kapitalizm. Czy to oznacza, że Polska ma już ten etap za sobą, że jesteśmy bardziej "cywilizowani", czy też Ewa Lachnit przepowiada nam gorzką przyszłość?