Artykuły

Punkiet czyli Homo brutalis

Żak zdecydował się - i chwała mu za to - sprowadzić z ra­domskiego Teatru Kochanowskiego

spektakl debiutującego na profesjonalnej scenie gdynianina Szymona Wróblewskiego "Punkiet". Tam­tejszy teatr zdecydował się - i chwała mu za to - zorga­nizować u siebie festiwal współczesnych sztuk polskich, pod kryptonimem "Radom odważny". Jedną z nagrodzonych i wystawio­nych w kwietniu sztuk był właśnie "Punkiet".

Rzecz się rozgrywa w środowisku młodzieży współczesnego blokowiska. Większość kwestii krąży wokół ciała tak mniej wię­cej od pępka do kolan, czyli w języku sztuki - obraca się wokół dupy i dupczenia. Na tle jest nudy z ciężkim pyta­niem: co robić? Jak zabić nudę? Browar, pornol, la­ski, disco. Kontakt ze stary­mi - żaden. Szkoła ni to skończona, ni jeszcze za­częta (to się dzieje w okoli­cy ataku na WTC w Nowym Jorku), bo i na ch... się uczyć, i tak roboty nie ma. Jedyne co warto, to coś za­rwać i przelecieć. Opowieści "przelotników" są zresz­tą mocno przesadzone, zwłaszcza te o laskach cią­gnących lachę jak lokomo­tywy pociąg.

No, jeszcze można podhajować się ideologią rasi­stowską. Skin-haj jest wła­ściwie paliwem sztuki Wró-blewskiego. On jej nadaje smak i tempo. W finale do­chodzi do gwałtu na ro­dzeństwie "Cyganów" (w rzeczy samej uchodźców z Afganistanu), oczywiście zainspirowanego przez miejscowego admiratora "czystości rasy".

Niech mi jednak nikt nie wciska, że to znakomita sztuka znakomi­cie zagrana. Po maturzyście nie oczekuje się arcydzieła, a po amatorach aktorskiej finezji. Rzecz jest warta wnikliwej uwagi dla zupeł­nie innych wartości.

W lekturze "Punkiet" wydał mi się dość szkolny i sztywny, z publicystyczną tezą. W ustach aktorów na­tomiast - zwłaszcza nafaszerowanie sztuki wulgary­zmami seksualnymi - oka­zało się przynajmniej nie-przesadzone. Tak młodzież szkolna i uliczna mówi! Kto ma uszy, ten usłyszy. I w tym jest właśnie największa wartość tej sztuki i tej in­scenizacji. Autentyzm. Otwarcie na rzeczywistość taką, jaka ona jest. Bez pu­dru i szminki, bez peruk i kostiumów właściwych te­atrowi.

Niech będzie - powie ktoś. Ale czy my to mamy oglądać? Czy teatr jest miejscem na takie rze­czy? Owszem, jest miej­scem i na takie rzeczy. Na piękno, ale również na brzydotę. Na subtelność, ale również na brutalizm.

Brutalizm i wyuzdanie (głównie językowe) są zresztą tylko maskami, pod którymi wrażliwi młodzi lu­dzie tęsknią do ciepła domowego, do miłości, a zwłasz­cza do SENSU. Tylko wsty­dzą się do tego przyznać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji