Artykuły

Twarzą w twarz

Piaskownica zamiast sceny. Akto­rzy jak dzieci, publiczność jak ro­dzice. Zupełnie inny teatr

Publiczność dość niepewnie poja­wiała się w nowej przestrzeni te­atralnej. Tym bardziej że i do sa­mej sali dostawało się bocznym wejściem. Za bardzo nieefektownymi, obitymi bla­chą pojedynczymi drzwiami, po kilku skrzypiących schodkach wchodziło się na scenę.

Miejscem teatralnego dziania się stał się szmat piasku rozsypanego pośrodku i wygrodzonego płytami chodnikowymi. Na jego poziomie na dwie strony usta­wione zostały krzesełka widowni.

Szczególnie pierwsze rzędy - odległe od piaskownicy na wyciągnięcie ręki - widzowie zajmowali z widocznym wa­haniem. W końcu to dramat współczes­ny, więc może za chwilę sami staną się jego uczestnikami.

Nic takiego się nie stało. Przy prze­ciwległym ustawieniu sektorów wi­downi widz miał wyjątkową okazję oglądania spektaklu aktorskiego i za­razem twarzy publiczności przed sobą. Twarzy uśmiechniętych, po których wi­dać było, że przedstawienie się podo­ba. I załzawionych oczu w finale. Po przedstawieniu nie było standardowej stojącej owacji. Ale brawa długo nie milkły.

Świat w piaskownicy

Teatr im. A. Mickiewicza dał szóstą premierę tego sezonu: "Pia­skownicę" w reżyserii Tomasza Mana. Kameralny spektakl ma szansę stać się hitem miejskiej sceny.

W spektaklu gra dwoje aktorów. Oboje znakomicie wy­wiązali się ze swoich zadań.

Teresa Dzielska (Ona), obdarzona przez dramaturga znacz­nie mniejszą ilością tekstu, w sposób naturalny była w cieniu Roberta Rutkowskiego (On). Ale to ona prezentowała doj­rzałość. To ona wyrażała oczekiwania, które przyspieszały dorastanie chłopca. Ta dojrzałość przekazywała wartości uni­wersalne przedstawienia. Bo "Piaskownica" zagrana w czę­stochowskim teatrze - to cały świat. Cały świat emocji mię­dzy ludźmi: przyjaźni, która staje się miłością, agresji nisz­czącej związek. Od konfrontacji w piasku, kiedy okazuje się, że chłopcy są z Marsa, a dziewczynki z Wenus, wciąż aktu­alne jest to, że podobają się nam wciąż nie te same zabawki.

Robert Rutkowski był wręcz rozbrajający jako On. Sku­piał w sobie całą chłopięcość: po zjedzeniu dżdżownicy py­tał dziewczynę - "Czemu mnie nie podziwiasz, przecież nie zrobiłem tego dla przyjemności?". Realizuje też doskonały pomysł inscenizacyjny, kiedy mówiąc o pętaniu Batmana oplata figurkę idola gumą do żucia wysnuwaną prosto z ust.

Jego Batman zresztą słabł coraz bardziej i miał coraz wię­cej złych przygód. Aż po moment, kiedy przestał być idolem, bo Ona odeszła i wszystko stało się bez sensu. Rozstanie za­grane przez oboje w bardzo pięknych emocjonalnych reje­strach było prawdziwie wzruszające.

TERESA DZIELSKA - ONA

Rolą jestem zachwycona. To przecież zupełnie niecodzienna okazja powrotu do czasów dzieciństwa. W dramacie współczesnym gram bardzo chętnie, jeśli oczywiście tekst mi odpowiada. Wobec "Piaskownicy" - przyznaję - miałam początkowo opór. Ale ustąpiło to zupełnie podczas pracy nad spektaklem z Tomaszem Manem i dzięki jego interpretacji.

ROBERT RUTKOWSKI - ON

Gram kogoś w rodzaju blokersa, chłopaka, który pazurami wydrapał sobie tę piaskownicę - swoją własną przestrzeń, i bawi się w niej jak umie - czasem dość prymitywnie. Kiedy pojawia się dziewczyna, uczy się zupełnie nowych emocji. Tu trzeba być, a nie grać. Wręcz trzeba zapomnieć o całym bagażu doświadczeń aktorskich, warsztacie, a przypomnieć sobie pierwotne emocje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji