Muszę tyle pracować
- Wolałbym być młodym aktorem w dzisiejszych czasach. Miałbym inne możliwości, wybór. Przede wszystkim nauczyłbym się biegle przynajmniej dwóch języków, żeby móc w nich grać. Niekoniecznie musiałbym wtedy pracować w Polsce. Nie mówię, że w ogóle, ale miałbym jakąś możliwość wyboru - mówi KRZYSZTOF KOWALEWSKI, aktor Teatru Współczesnego w Warszawie.
Kuba Zajkowski: Ostatnio nie może pan narzekać na brak zajęć. Cały czas gra pan w sitcomie "Daleko od noszy" i teatrze, a ostatnio w serialu "Ja wam pokażę!". Nie za dużo pan pracuje?
Krzysztof Kowalewski: Muszę tyle pracować, nie mam wyjścia. Jak się ma rodzinę, to trzeba sprostać pewnym wymaganiom i obowiązkom. Taka jest rzeczywistość.
W serialu "Ja wam pokażę!" gra pan po raz kolejny ojca Judyty, w którą tym razem, jako trzecia aktorka, wciela się Edyta Jungowska. Która córka najbardziej panu odpowiada?
- Nie wypada mi oceniać koleżanek po fachu. Mam duże szczęście mieć trzy różne, a jednak te same córki (śmiech).
Tylko żona się nie zmienia
- Na szczęście czasami Marta Lipińska gra beze mnie, a ja bez niej (śmiech). Teraz na przykład występujemy w przedstawieniu "Napis" Geralda Sibleyrasa w reżyserii Macieja Englerta. Ale ona jest w nim akurat żoną Janusza Michałowskiego. Zresztą to bardzo dobre przedstawienie, polecam.
Gdyby jeszcze raz mógł pan zdecydować o tym, jaką zawodową drogę wybrać, to postawiłby pan znowu na aktorstwo?
- Oczywiście, że tak. Ale wolałbym być młodym aktorem w dzisiejszych czasach. Miałbym inne możliwości, wybór. Przede wszystkim nauczyłbym się biegle przynajmniej dwóch języków, żeby móc w nich grać. Niekoniecznie musiałbym wtedy pracować w Polsce. Nie mówię, że w ogóle, ale miałbym jakąś możliwość wyboru. Niestety, urodziłem się w takich a nie innych czasach. To już jest druga połowa mojego życia i pod względem zawodowym już nic się raczej nie zmieni.
Warszawa jest pana rodzinnym miastem. Lubi je pan?
- Jestem do niego bardzo przywiązany. Ale ma pan przecież świadomość, że to miasto zostało całkowicie zniszczone, i nie mówię tylko o tym, że zburzyli je Niemcy. Zostało spaprane przy odbudowie. Ludzie, którzy byli wtedy u władzy, wszystko zniszczyli. Nie przygotowali nawet ogólnego planu zagospodarowania terenu. Jak się teraz jedzie przez Warszawę, to się widzi te pudełkowate bloki i inne szkaradztwa. Przecież to wszystko nadaje się do rozebrania! To jakiś koszmar!
Miał pan siedem lat, kiedy w Warszawie wybuchło Powstanie Warszawskie. Pamięta pan coś z tamtych lat?
- Sporo. Pamiętam, którędy chodziłem, gdzie była dziura w murze i kamienica na ulicy Koszykowej, do której chodziło się po wodę. Mieszkałem wtedy na Noakowskiego 16. Stamtąd w pierwszych dniach okupacji Niemcy zabrali Janusza Kusocińskiego (lekkoatleta, mistrz olimpijski z Los Angeles z 1932 roku) i jego rodzinę.
Mam w pamięci starą, secesyjną część Warszawy, która została zniszczona. Ulice Nowogrodzką, Kruczą, Noakowskiego. To przed wojną było zupełnie inne miasto, z innym nastrojem. Pamiętam tamten klimat. Upał, cisza, tylko ktoś gra w jednym z mieszkań na pianinie. Kamienica, w której mieszkałem, akurat nie została zniszczona. Po wojnie zamieszkali w niej jednak zupełnie inni ludzie i czar prysł. Celowo została zamieniona w slums.
Pamiętam też moment, kiedy po zakończeniu Powstania Warszawskiego wyszedłem z matką na ulicę Marszałkowską. To było coś zupełnie przedziwnego. Na całej jej długości ciągnęły się góry gruzu, leje po bombach i barykady, między którymi wiła się ścieżka.
Po zakończeniu Powstania Warszawskiego został pan w Warszawie?
- Zostaliśmy ewakuowani z miasta. Zatrzymaliśmy się w Kielcach u przyjaciół mojej rodziny. Mieszkaliśmy w kamienicy, nieopodal której doszło do pogromu żydowskiego. Moja matka bardzo się wtedy denerwowała, bo tego dnia zniknąłem. Pojechałem z moim starszym, wówczas 14-letnim, przyjacielem samochodem jego ojca za miasto. Ukradł go pijanemu ordynansowi. To był opel kapitan z resztek sprzętu, który został po Niemcach. Słyszeliśmy strzały, ale nie zdawaliśmy sobie sprawy, co się stało. Wszystkiego dowiedziałem się, kiedy wieczorem wróciłem do domu.
Teraz też mieszka pan w centrum Warszawy?
- Pół życia stamtąd uciekałem. Potwornie mi się to nie udawało. No, ale w końcu coś wykombinowałem. Daleko się nie przeniosłem - mieszkam teraz 10 kilometrów od centrum.
70-letni Krzysztof Kowalewski od wielu lat należy do czołówki polskich aktorów. Ma na swoim koncie udział w przeszło 100 filmach, m. in. "Misiu", "Rozmowach kontrolowanych" czy "Brunecie wieczorową porą". Z Martą Lipińską stworzył niezapomniany duet radiowy w cyklu "Kocham pana, panie Sułku". Już we wrześniu zobaczymy aktora z jego ulubioną partnerką w serialu "Ja wam pokażę!" (premiera w sobotę 2 września o 20.10 w TVP 1).