Artykuły

Mówię innym językiem niż ojciec

- Uważam publiczne wiwisekcje i katowanie widza swoim "wnętrzem" za nudne i mocno już w teatrze wyeksploatowane. Dlatego traktuję scenę jako miejsce kreacji, a nie ekshibicjonistycznych popisów- mówi AGATA DUDA-GRACZ, scenografka i reżyser.

Rz: Wszystkie wywiady z panią zaczynają się od pytań o Jerzego Dudę-Gracza?

Agata Duda-Gracz : Większość. To "czy trudno być córką znanego tatusia" jest dla wielu dziennikarzy zdecydowanie ciekawsze niż rozmowa o teatrze.

Teraz bardzo zaangażowała się pani w opiekę nad jego spuścizną. Nie brakuje pani dystansu do jego twórczości?

- Oczywiście, że brakuje, i tak być powinno. Wcale nie uważam, że ten dystans jest potrzebny. Samą pasją i zaangażowaniem nic bym nie zwojowała, stąd moja ścisła współpraca z Fundacją Conspero. To im zawdzięczam zorganizowanie 23 wystaw zarówno w Polsce, jak i poza jej granicami oraz pokaz multimedialny cyklu "Chopinowi Duda-Gracz" na Expo w Japonii. Oczywiście wszystkie te działania ma uwieńczyć otwarcie w Krakowie Galerii Autorskiej Dudy-Gracza, które dzięki świetnej współpracy z gminą miasta Krakowa, najprawdopodobniej nastąpi w 2010 r.

Jak Jerzy Duda-Gracz oceniał pani twórczość? Sam przecież robił scenografie dla teatru, opery.

- Ojciec bardzo serio traktował to, co robię i dlatego też był ostry w ocenie moich przedstawień. Ale pamiętam, jak po jednej z premier powiedział mi na ucho "nie jest źle". Żadna z najbardziej nawet entuzjastycznych opinii, jakie później usłyszałam, nie sprawiła mi takiej radości, jak to jedno zdanie.

Pytam o to, bo przecież robi pani teatr przynależący jakby do innej epoki. Krytycy porównują panią z Szajną, Kantorem.

- A ja nie zamierzam z tym polemizować. Jak i z żadną inną oceną czy klasyfikacją mojego teatru. Szukam własnego języka teatralnego, żeby mówić o tym, co jest dla mnie ważne. Oczywiście nie znaczy to, że opowiadam o sobie. Uważam publiczne wiwisekcje i katowanie widza swoim "wnętrzem" za nudne i mocno już w teatrze wyeksploatowane. Dlatego traktuję scenę jako miejsce kreacji, a nie ekshibicjonistycznych popisów.

Co tak naprawdę interesuje panią w teatrze?

- Fascynuje mnie wszelki mit i jego konfrontacja z rzeczywistością. Współistnienie umarłych z żyjącymi. Nasze nieuchronne przemijanie i w końcu śmierć - zarówno ciał, jak i idei. Niewyczerpywalnym tematem jest oczywiście miłość. Zarówno ta skomplikowana i bolesna do drugiego człowieka, jak i ta największa - do samego siebie. Interesuje mnie cała sfera tematów obejmujących wszelkie fanatyzmy: religijne, patriotyczne, moralno-obyczajowe. Warto też mówić o wszechobecnej wyprzedaży - zasad, marzeń, wierzeń i samych siebie. Moje spektakle nie są obiektywne. Są moje.

Pani przewodnicy duchowi?

- Umberto Eco. Schulz. Tolkien. No i oczywiście Harry Potter.

Dlaczego nie sięga pani po współczesny dramat? Nie brakuje tam przeklętych światów.

- Bo nie znajduję w nim nic dla siebie. Bo nie wierzę w egzystencjalne problemy cieplarnianej młodzieży. Bo współczesny dramat jest powierzchowny i letni, sprowadzający wszystkie zjawiska bądź do fizjologii, bądź dewiacji (a to jest przecież specjalnością telewizji). Wierzę w teatr opowiadający o wielu zjawiskach na wielu płaszczyznach, gdzie wykreowany świat polemizuje z rzeczywistością, miast głupio ją małpować. Taką przestrzeń znajduję u Geneta, Ghelderodego czy Dorsta.

Ale przez to pozbawia pani swój teatr aktualnego kontekstu. Co więcej, wyraźnie stroni pani od polskich tematów, od polskiego repertuaru.

- Nie stronię od polskich tematów. Wręcz przeciwnie. Polskości czy "polakowatości" jest w moich spektaklach coraz więcej. Bo to jest moja własna "słoma z butów", której się wstydzę i jednocześnie jestem z niej dumna. Co do polskiego repertuaru... zauważyłam, że podhasłem "repertuar polski" na ogół kryje się romantyzm. Trzeba wielkiej pokory i umiejętności, żeby się z nim zmierzyć. Muszę jeszcze popracować nad jednym i drugim, a dopiero potem spróbuję wyreżyserować "Dziady".

Będzie pani miała wkrótce polski akcent w swoim CV, choć może nie taki, jakiego spodziewaliby się krytycy. Interesowała się pani wcześniej operetką?

- Nie, ale bardzo ciekawa wydała mi się propozycja zrobienia do niej scenografii. Będzie to "Loteria na mężów, czyli narzeczony nr 69", prapremiera nieznanego utworu Karola Szymanowskiego w reżyserii Józefa Opalskiego.

Zaakcentuje pani przysłowiowy "boski idiotyzm" operetki?

- Myślę, że nie będę musiała tego robić. Operetka jest formą tak zadziwiającą, że moje zadanie sprowadza się jedynie do oprawy zdarzeń. Robiąc scenografie do własnych spektakli, staram się nasycić ją znaczeniami, uczynić z niej zarówno kontekst, jak i okoliczność opowiadanej historii. W tym wypadku chcę, żeby była po prostu ładna. A muszę przyznać, że jest to o wiele trudniejsze, niż mogłabym przypuszczać.

***

Sylwetka

Agata Duda-Gracz - reżyserka i scenograf. Zadebiutowała w 1998 roku "Kainem" Byrona w Teatrze Witkacego w Zakopanem.

Najczęściej wystawia Geneta, inscenizowała także Camusa, Twaina, Buchnera. Jej spektakle wyróżniają się rozbudowaną autorską oprawą plastyczną.

Najgłośniejsze przedstawienia: "Wybrani" na podstawie "Parawanów" Geneta w Teatrze Bogusławskiego w Kaliszu (2004 r.), "PRZE (D) STAWIENIE" na podstawie "Merlina, czyli ziemi jałowej" Dorsta w Teatrze Studio w Warszawie (2006 r.), "Galgenberg" inspirowany dramatami de Ghelderode w Teatrze Słowackiego w Krakowie (2007 r.)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji