Artykuły

Festiwal Szekspirowski. Dzień szósty i siódmy

Bardzo efektowne zakończenie, odgrywane przez Justynę Kulczycką jeszcze podczas końcowych braw, nie zmienia obrazu całego przedstawienia, które niewiele wnosi do dyskursu o Hamlecie, czy nawet postaci samej Gertrudy. Po pokazach "Gertrudy" Teatru Stajnia Pegaza na Festiwalu Szekspirowskim pisze Łukasz Rudziński z Nowej Siły Krytycznej.

Powoli zbliżamy się do końca festiwalu. Zagraniczni goście (poza studentami z London Metropolitan University, którzy w sobotę wystawią swój "Sen nocy letniej" wspólnie z młodymi aktorami Wybrzeżaka) już opuścili Trójmiasto. Na Scenie Kameralnej Teatru Wybrzeże można było obejrzeć odświeżoną (nowy zespół aktorski, zamiast Adrianny Góralskiej i Adama Biernata są Justyna Kulczycka i Grzegorz Sierzputowski) "Gertrudę" według Hamleta w reżyserii Ewy Ignaczak.

Ona i on stają naprzeciw siebie, obok siebie, za sobą. Matka i syn. Królowa i książę. Gertruda i Hamlet. Słaba, upadła kobieta (co bardzo wyraźnie zaakcentuje finał przedstawienia) i niedojrzały emocjonalnie chłystek, próbujący rozliczać matkę - najważniejszą kobietę w swoim życiu - z mężobójstwa. Ich konfrontacja, bo rozmową trudno to nazwać, składa się z wzajemnych oskarżeń, żalów, pretensji, wybuchów złości i wyrzutów sumienia. Granice między kłótnią kochanków a relacją rodzicielską niebezpiecznie się zacierają. Zakazany owoc - fizyczna miłość do matki - dojrzewa niby niepostrzeżenie, choć wyczuwalnie. Gertruda świadoma jest chorobliwej fascynacji syna swoją osobą. Hamlet stara się sam sobie zaprzeczyć, chociaż większą winą matki w jego odczuciu jest nie to, że przyczyniła się do morderstwa jego ojca, ale fakt, że to Klaudiusz zajął jego miejsce. Nazywa matkę mordercą, bo poza śmiercią ojca, oskarża ją o uśmiercenie własnych marzeń. Ona kokieteryjnie bawi się jego uczuciami, to zbliżając się do niego, to znów brutalnie odpychając. W stosunku do własnego syna "gra" kobietę i uwodzi go bez zażenowania. Gdy Hamlet, po kolejnym pełnym erotycznego napięcia starciu, skradnie jej pocałunek, ona poczuje się nieswojo. Urok igrania z ukochanym (w tym wypadku synem) polega na niespełnieniu obietnicy, bo nikt jej głośno nie wypowiada. Można poczuć się bezkarnie. Do czasu.

"Gertruda" Ewy Ignaczak została pomyślana jako pojedynek dwóch charyzmatycznych postaci. Hamlet tym razem staje jednak w cieniu scenicznej rywalki i ukochanej matki zarazem. Gertruda ma zabłysnąć, rola Hamleta ma charakter pomocniczy, dopełniający. Wobec wydobycia na plan pierwszy wątku edypalnego, zupełnie naturalną wydaje się próba stopienia w jedną postać kwestii Gertrudy i Ofelii. Ta próba niestety nie kończy się sukcesem. Justyna Kulczycka jako Gertruda jest naturalna, tragiczna, wielosmakowa. Jako Ofelia staje się podstarzałą nastolatką, pełną sztuczności kobietą goniącą za uciekającą młodością. By zinterpretować jej prowokacje względem syna to ciągle za mało, bo rozkochanie w sobie własnego dziecka tylko po to, aby przedłużyć własną młodość i przekonać się o własnej atrakcyjności, wydaje mi się mało wiarygodnym tłumaczeniem takiej wizji scenicznej. Jednak innego wytłumaczenia reżyserka nie daje.

Przedstawienie sopockiego Teatru Stajnia Pegaza pełne jest intymności. O tym, że będziemy świadkami rozmowy-konfrontacji, przekonuje bardzo skąpa scenografia - czerń, z którą kontrastują jedynie trzy jasne meble - drewniany stół, i dwa krzesła. Na scenie wiele mroku, nawet światło reflektorów przyciemnione, rozproszone. I nieustanna walka Grzegorza Sierzputowskiego z Justyną Kulczycką - raz górą ona, raz on. Trochę niepotrzebnej krzątaniny z meblami, trochę bezwładnego ruchu po scenie i gra ciała, gestykulacja, dotyk - mające tutaj największe znaczenie. Tekst "Hamleta" poprzeplatany z fragmentami "Gry w klasy" Julio Cortázara. Całość interesująca, miejscami bardzo dobra (równoczesna recytacja tekstu podczas "gry" Gertrudy, z dwiema liniami interpretacyjnymi - ona mówi przejmująco, on ironicznie), a jednak po wyjściu z teatru rodzi się pytanie: po co? Bardzo efektowne zakończenie, odgrywane przez Justynę Kulczycką jeszcze podczas końcowych braw, nie zmienia obrazu całego przedstawienia, które niewiele (jeśli w ogóle) wnosi do dyskursu o Hamlecie, czy nawet postaci samej Gertrudy. Bo wszystko to już było. Wiwisekcja jednej postaci, choć teatralnie bez zarzutu, na to pytanie nie odpowiada.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji