Artykuły

Byk jest nadal największą atrakcją

"Carmen" w reż. Lecha Majewskiego w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej. Pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.

Opera Narodowa "Carmen" Georges'a Bizeta powróciła na stołeczną scenę.

Wszyscy wykonawcy odświeżonej "Carmen" bardzo i się starają, by wypaść jak najlepiej, ale efekt ich scenicznych poczynań nie daje wielkiej satysfakcji

Najefektowniej - tak jak na premierze w 1995 r. - prezentuje się gigantycznych rozmiarów byk, uśmiercany podczas finałowej sceny korridy. To jednak byk całkiem nowy, pierwszego kazało zniszczyć poprzednie kierownictwo Opery Narodowej, które zadecydowało, że spektakl powinien zakończyć sceniczny żywot. Obecna dyrekcja przywróciła tę wersję "Carmen", gdyż cieszyła się powodzeniem u publiczności. Byk jest atrakcyjnym dodatkiem, ale oglądana ponownie inscenizacja Lecha Majewskiego ma te same co poprzednio wady. Jej twórca dodał mnóstwo wizualnych ozdobników, ale zupełnie nie poradził sobie z nakreśleniem charakterów głównych postaci oraz relacji między nimi. Gdy we wznowieniu pojawili się nowi wykonawcy, tym bardziej staje się to dostrzegalne. Każdy ma własny pomysł, by zaistnieć na scenie, ale całemu widowisku brakuje dramaturgii. Tym bardziej że najczęściej soliści śpiewają na proscenium zwróceni wprost do publiczności. Najlepsze wrażenie sprawia Elżbieta Kaczmarzyk-Janczak, od strony wokalnej jej interpretacja partii Carmen jest przemyślana. Solistka Opery Wrocławskiej za bardzo jednak chce zabłysnąć w Warszawie, więc pragnie za wszelką skupić na sobie uwagę. Przydałoby się więcej aktorskiej dyscypliny, a wtedy artystyczny efekt byłby ciekawszy.

Pozostali bohaterowie prezentują się znacznie gorzej. Debiutująca w roli Micaeli Agnieszka Wolska zupełnie nie dba, by wykończyć poszczególne frazy, zagraniczna gwiazda przedstawienia, włoski tenor Mario Leonardi (Don Jose), dysponuje mocnym głosem pozbawionym cienia subtelności. Mikołaj Zalasiński słynną arię torreadora Escamilia po prostu wykrzyczał. Nie lepiej wypadli wykonawcy drugiego planu, więc niemal każda scena zbiorowa była mało precyzyjna. Dyrygent Jose Maria Florencio tym się nie przejmował, prowadził całość z temperamentem, nie przywiązując wagi do takich detali. Byk nie miał więc konkurencji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji