Przywołane z przeszłości
Legenda to wspomnienie o czymś wielkim. Bywają "żywe", bardzo wyraziste - lecz pozostają wspomnieniami. Zwłaszcza w dziedzinach tak ulotnych, jak np taniec.
Conrad Drzewiecki jest bez wątpienia legendą polskiego tańca. Minęły dziesiątki lat a jego kreacje solowe i układy choreograficzne w pamięci świadków wydają się wzorcowymi. Ale dla entuzjastów postmodernizmu mogą mieć wartość tylko muzealną. Wszystko przecież się zmienia, a prądy w sztuce i wrażliwość na nią najszybciej. Wystarczy spojrzeć wstecz, na Conradowski "Polski Teatr Tańca - Balet Poznański", i na jego współczesny artystyczny profil... A więc wzory, czy eksponaty?
Po latach milczenia Conrad znów przemówił - swoim językiem i stylem, swoim widzeniem i odczuwaniem sztuki baletowej. Pod opieką i na scenie Teatru Wielkiego, gdzie przed 30. laty powołał "swój" Teatr Tańca, zrekonstruował trzy ze swych słynnych baletowych interpretacji dzieł muzycznych: Adagio Tomasa Albinoniego, Pawanę na śmierć Infantki Maurice'a Ravela i Krzesanego Wojciecha Kilara. Premiera spektaklu odbyła się w minioną sobotę w Teatrze Wielkim w Poznaniu.
Przedstawienie okazało się nie "zabytkiem muzealnym", lecz ponadczasowym dziełem sztuki, zespalającym muzykę, ruch, kolor w pięknie ukształtowaną, sugestywną (i ciągle współczesną) formę artystyczną.
Do tych przywołanych z przeszłości dołączył Mistrz obraz najnowszy, stworzony specjalnie na tę okazję: Pieśni do słów Matilde Wesendonck Richarda Wagnera.
Od poprzedzających różni się tylko czasem powstania - jest to ten sam Teatr Tańca Drzewieckiego, z typowymi dlań rozwiązaniami technicznymi i wyrazowymi, w pełni inspirowany muzyką, zachowujący szacunek dla muzyki i kompozytora. A to cecha ważna, nieceniona ostatnio przez choreografów, a nadal wysoko przez publiczność - o czym w sobotę świadczyła wyjątkowa zupełnie jej owacja dla bohatera wieczoru i dla jego dzieł.