Artykuły

Co nie jest snem

Eustachy Rylski jest jednym z niewielu współczesnych polskich drama­turgów w miarę systematycznie pisujących specjalnie dla Teatru Tele­wizji i odnoszących na tej scenie spore sukcesy. Dość przypomnieć "Za­pach orchidei" czy "Wilka kazańskiego". Autor niekiedy wykorzystuje ele­menty biografii wielkich polskich pisarzy. I tak Aleks Rohatyński z "Chłodnej jesieni" ma w sobie cechy Iwaszkiewicza i Andrzejewskiego. Eustachego Rylskiego mniej interesują biograficzne szczegóły, czy nawet za­wiłości ich losu; bardziej skupia się na psychice artystów, ich relacjach z oto­czeniem.

Jeszcze dalej w kreowaniu świata iluzji pisarzy posunął się Rylski w "Co nie jest snem". Bohaterem sztuki - choć nigdzie nie jest to powiedziane wprost - uczynił Witolda Gombrowicza. A to już niemal kuszenie losu. Sta­rego pisarza poznajemy latem 1968 roku na południu Francji. Trwają właśnie zamieszki studenckie, ale Mistrz z żoną toczy bogate życie towarzyskie. Ich główną partnerką jest młoda i piękna Eunice. Rozgrywa się niezwykła, nie do końca jasna rywalizacja kobiet. Ale Mistrza odwiedzają również goście z Polski, ni to zjawy, ni to żywi ludzie, ni to bohaterowie jego książek, ni to wspomnienia młodości.

Esej teatralny Rylskiego, jak można określić tę sztukę, w reżyserii Krzysz­tofa Zaleskiego był dla mnie dość zawiły, mroczny, trudny w odbiorze. Marek Barbasiewicz to sprawny aktor, nie ma jednak siły osobowości wielkiego pi­sarza, który stał się sumieniem narodu. W tej sytuacji na plan pierwszy wy­suwają się kobiety Maria Pakulnis (Nicole) i Małgorzata Kożuchowska (Eu­nice). A chyba nie o to chodziło.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji