Artykuły

Zawsze robiłem to, co chciałem

KRZYSZTOF ROŚCISZEWSKI jest dyrektorem Olsztyńskiego Teatru Lalek. W maju tego roku obchodzi jubileusz 40-lecia pracy. Wyreżyserował 88 przedstawień w różnych teatrach całej Polski.

"- Czy w pana rodzinie były tradycje teatralne?

- Podobno w XIX wieku jeden z Rościszewskich stracił majątek na propagowaniu sztuk Aleksandra Fredry w Czechach. Dziwna mania jak na szlachcica.

- Szlachcica?

- To długa historia. Ojciec pochodzi z rodziny wywodzącej się z Płockiego i Płońskiego, którą osadził tam Konrad Mazowiecki. W tamtych stronach do dzisiaj jest wieś Rościszewo. Mój dziadek jednak gospodarzył słabo i jego majątek został zlicytowany. Za ostatnie pieniądze kupił winnicę gdzieś w Besarabii. Natomiast babcia została dyrektorką gimnazjum w Płocku. Od marszałka Piłsudskiego dostała Krzyż Walecznych za działaność na rzecz bronionego przez orlęta Lwowa. Dzisiaj w Płocku jest liceum imienia Marceliny Rościszewskiej. Krzyż Walecznych dostała także moja ciotka Janina, która jako młodziutka sanitariuszka, zawróciła oddział polskich żołnierzy, uciekający przed bolszewikami. Po II wojnie wraz ze stryjem Lechem dostała medal Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. Uratowali żydowskiego chłopca, Pawełka, z którym się zresztą wychowywałem.

- A matka?

- Jej rodzina pochodziła z Polesia. Dziadkowie mieli dwór Maciejkowo, niedaleko Bobrujska. Stracili go w czasie rewolucji. Mnie z matką załadowano w Wilnie do pociągu jadącego na Syberię dwadzieścia kilka lat później. Na szczęście ulitował się nad nami zawiadowca stacji. Widząc kobietę z dzieckiem w wagonie pełnym kryminalistów, pozwolił nam wrócić.

- Kiedy pierwszy raz był pan w teatrze?

- W Lęborku, gdzie chodziłem do liceum, nie było teatru, ale przyjeżdżały zespoły objazdowe. Później, jako student studium nauczycielskiego i WSP w Gdańsku chodziłem namiętnie do Teatru Wybrzeże, który wówczas za dyrekcji Zygmunta Huebnera, był świetny.

- A jak został pan reżyserem?

- Nie od razu. Jako student zapadłem na płuca i pojechałem do sanatorium akademickiego w Zakopanem. Wtedy kwitło tam życie kulturalne i towarzyskie. Po amatorsku zacząłem robić teatr, pracując jako instruktor terapii zajęciowej. Zostałem nawet instruktorem teatralnym kategorii S. Potem pracowałem w domu kultury w Dąbrowie Tarnowskiej i stamtąd dostałem się do PWST w Warszawie. Już podczas studiów prof. Bohdan Korzeniewski pozwolił mi reżyserować w Gorzowie. Byłem również asystentem Kazimierza Dejmka w Teatrze Narodowym i dorabiałem jako statysta, między innymi w sławnych Dziadach, które Gomułka zakazał grać.

- I trafił pan do Olsztyna, gdzie przepracował 17 lat.

- Przedtem pracowałem w teatrach Torunia i Grudziądza, gdzie byłem dyrektorem. Ten teatr zaczął zdobywać nagrody na Festiwalu Teatrów Polski Północnej. Ministerstwo kultury obserwowało życie teatralne w Polsce, więc zostałem podpowiedziany Olsztynowi, gdy z Teatru im. S. Jaracza odchodził dyrektor Tadeusz Kozłowski. Kiedy ja odchodziłem z Teatru Jaracza Edmund Wojnowski, ówczesny szef propagandy w Komitecie Wojewódzkim PZPR, poprosił prof. Korzeniewskiego o radę, kogo ma wybrać na mojego następcę. Zrobił to, chociaż profesor był bezpartyjny i przez partię źle widziany. Dziś prezydent Kropiwnicki w Łodzi nikogo nie pyta o zdanie.

- Czyli dzisiaj jest gorzej?

- Dzisiaj nie istnieje ogolnopolska giełda teatralna. Sytuacja artystów jest taka jak w średniowieczu - nasz byt zależy od lokalnego decydenta. Nie chodzi tylko o pieniądze, ale i o życzliwość.

- Rozumiem, że chce pan pochwalić władze Olsztyna.

- Tak, prezydenta Małkowskiego, i to nie za pieniądze, bo od trzech lat dotacja jest taka sama, ale za osobiste zainteresowanie naszymi przedstawieniami. To raczej wyjątkowe wśród prezydentów.

- Wspiera was także olsztyńska fabryka Michelin.

- Od dwóch lat. Dostajemy kilkanaście tysięcy rocznie.

- Co pan uważa za największy sukces Olsztyńskiego Teatru Lalek?

- To, że gramy codziennie. To nie jest oczywiście tylko moja zasługa, ale całego zespołu i poprzednich dyrektorów.

- No a pana teatralny sukces?

- Zrobiłem kilkadziesiąt przedstawień w wielu polskich teatrach, za niektóre dostałem nagrody. Ale liczą się najnowsze przedstawienia i najnowsze role. Kto dzisiaj pamięta, że występowałem jako felietonista?

- Gdzie?

- W piśmie Scena. Drukowałem powieść powieść satyryczną w odcinkach Opowieści prowincjonalne. Przestałem, gdy zaczął się stan wojenny, bo wtedy nie wypadało jakoś ludzi roaśmieszać..

- Kapitalizm jest lepszy?

- Dla tych, którzy chcą żyć w wolności i korzystać z szans od losu jest lepszy zdecydowanie. Tym, co dzisiaj mówią, że wszyscy mają takie same żołądki, wolność była raczej niepotrzebna. Są tacy, jak jeden z bohaterów Emigrantów, który powiedział:- Ja zawsze mówiłem to, co chciałem...".

[na zdjeciu Krzysztof Rosciszewski w internetowej galerii Aleksandra Wołosa]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji