Artykuły

Rewolucja, prostytucja !

"Andrea Chénier" w reż. Mariusza Trelińskiego w Teatrze Wielkim w Poznaniu w ocenie Doroty Szwarcman.

Opera "Andrea Chénier" Umberta Giordano to pierwsza realizacja Mariusza Trelińskiego (laureata Paszportu "Polityki") i Borisa Kudlicki w poznańskim Teatrze Wielkim (w koprodukcji z operą w Waszyngtonie, gdzie 11 września premierę poprowadzi Placido Domingo; w Poznaniu dyryguje Grzegorz Nowak). Spektakl nie przypomina poprzednich w tym stopniu co np. berlińska "Dama pikowa" (podobna do warszawskiego "Oniegina"), ale styl realizatorów jest rozpoznawalny na pierwszy rzut oka. Odrobili oni też lekcję z niedawnej warszawskiej wizyty Achima Freyera (poruszające się w ciemności światełka-figurki motyli to niemal cytat). Pierwszy akt, choć w bieli i czerni, nie przypomina "Otella" - tu ta kolorystyka symbolizuje śmierć starego świata, a białe postacie z fryzurami jak od Felliniego tańczą ostatniego gawota na tle ściany wytapetowanej w wielkie ćmy (w domyśle: lecące w ogień).

Kolejny akt wybucha kolorem, ale trywialnym: rewolucja francuska jest tu skrzyżowaniem lunaparku z lupanarem (ulotki spadające z balkonu przypominają te znajdywane za wycieraczką samochodu). Gilotyna - to brama triumfalna w stylu hollywoodzkim. Są też elementy budzące skojarzenia z innymi totalitaryzmami: czarne skórzane płaszcze, wilczur zlizujący krew ze sceny, mówca w stylu Hitlera, kończąca drugi akt scena jak z Mosfilmu. Spektakl kończy się w szarości i czerni rewolucja pożarła własne dzieci wraz z kolorem. Wizja - jak zwykle - robi wrażenie. Gorzej z głosami, ale Domingo ma do dyspozycji lepsze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji