Artykuły

Na brudnym podwórku

"Poobiednie igraszki" w reż. Janusza Łagodzińskiego w Teatrze im. Bogusławskiego w Kaliszu. Pisze Bożena Szal-Truszkowska w Ziemi Kaliskiej.

Sztuka Romy Mahieu "Poobiednie igraszki" opowiada o dzieciach, które bawią się na swym podwórku - brudnym i zaniedbanym - takim kawałku świata, zapomnianym przez Boga i ludzi. Chłopcy lubią zabawy w wojnę i walczą o przywództwo w grupie. Dziewczynki wolą niańczyć lalki czy też mierzyć ślubne welony. Ale kiedy już zbiorą się razem, potrafią odtworzyć z dużym autentyzmem każdą sytuację, podpatrzoną z życia dorosłych, nawet jeśli jej sens jeszcze do nich nie dociera. Akt seksualny, ceremonię religijną, zabójstwo, lincz...

Może więc nie jest to sztuka o dzieciach lecz o tych dorosłych, których dzieci naśladują w swych zabawach. O dorosłych, którzy nigdy nie dorośli. Pozostali na zawsze niedojrzałymi dziećmi, okrutnymi i bezbronnymi, zniewolonymi regułami bezlitosnych podwórkowych gier i pokornie poddającymi się woli silniejszych. A więc rzecz o niedojrzałym społeczeństwie, którym tak łatwo manipulować, wyzwalając w nim najgorsze cechy i prymitywne zbiorowe reakcje. I o perfidnych mechanizmach tych manipulacji, zakamuflowanych w tradycyjnych normach i obyczajach, fałszywych słowach i gestach, pustych symbolach itd. Jest to także piękna choć smutna opowieść i tych nielicznych nadwrażliwcach, w których nie ma zgody na taki porządek świata, zostają wiec wykluczeni ze społeczności - wyrzuceni z podwórka.

Każda interpretacja jest dopuszczalna. Zwłaszcza, że role dzieci grają dorośli aktorzy, płynnie lawirując między dziecięcymi zachowaniami a poważnymi pozami z dorosłego repertuaru. Cały zespół nieźle odnajduje się w tej konwencji. Nie tylko zawsze pełna dziecięcego uroku Izabela Noszczyk, ale także Ewa Kibler i Izabela Piątkowska, jak również panowie: Piotr Bigora w roli przywódcy podwórkowej bandy, Przemysław Dąbrowski jako jego antagonista, Dariusz Taraszkiewicz i Dariusz Sosiński - bezwolne ofiary walki o władzę. Niezawodny okazał się także Jacek Jackowicz, któremu w tej sztuce przypadła rola jedynego dorosłego, który na zawsze zachował psychikę niewinnego dziecka.

Nie podejrzewałam, że twórca kaliskiego spektaklu, Janusz Łagodziński - człowiek raczej wyciszony i subtelny, że do rany przyłożyć - potrafi aż tyle wydobyć z kaliskiego zespołu. Reżyser najwyraźniej zaufał aktorom, ograniczając do niezbędnego minimum teatralny sztafaż. Stworzył spektakl oszczędny i czysty, który ogląda się jak nieco rozbudowaną etiudę aktorską, Widowisko można by z przekonaniem polecić kaliskim teatromanom, gdyby niejedno "ale".

Tę ostatnią premierę sezonu przygotowano w dawnej hali fabryki "RunoLes". Na tle brudnych ścian, oplecionych jakimiś rurami, inscenizator zdecydował się wydzielić zaledwie jego mały fragment, na którym - jak na tradycyjnej scenie - toczy się cały spektakl. A publiczność stłoczona na wąskiej widowni vis-a-vis owej scenki, zwłaszcza w ostatnich rzędach niewiele widzi i słyszy. Jeśli dodać do tego niezbyt wygodne krzesła i brak wentylacji, przyjemność wizyty w teatrze staje się dość wątłej.

Kompletnie nie rozumiem tych teatralnych wizjonerów. Jeśli oddać im do dyspozycji tradycyjną scenę, to narzekają, że ich ogranicza i kombinują, jak ją przebudować (co najczęściej sprowadza się do upychania widowni w kuluarach). A jak już mają wielką pusta, halę, to natychmiast tęsknią do tradycyjnej sceny... Czy jest w tym jakaś logika?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji