Artykuły

Santa Malta

VII Międzynarodowy Festiwal Teatralny Malta podsumowuje Ewa Obrębowska-Piasecka w Głosie Wielkopolskim.

Malta w tym roku to festiwal niezwykłych gości: ludzi o osobowościach artystycznych na tyle silnych, że potrafili zmienić bieg historii teatru, tańca, sztuki, a także naszego sposobu postrzegania świata. Aktorów Living Theater, Yvonne Rainer, Ludwika Flaszena można było po prostu spotkać podczas maltańskich wędrówek, ale też posłuchać na wykładach i dyskusjach w klubie Meskal, zobaczyć ich spektakle, filmy... Można było się przekonać, jak silne są korzenie teatru poszukującego, jak bardzo wyrasta z nich to wszystko, czym zajmują się współcześni artyści dzisiaj - nawet jeśli czasem wydawało się to nieco archaiczne, nawet jeśli sami twórcy zaznaczali: proszę pamiętać, że to się działo w latach 60., 70

Były spektakle, które sięgały do tradycji jeszcze odleglejszej, niż ta z zeszłego wieku. "Ewangelie dzieciństwa" Teatru ZAR karmią się starymi lamentacyjnymi rytuałami, pieśniami, żeby zostawić współczesnych widzów z poczuciem niedosytu, z tęsknotą za duchowością, której nie poświęcamy dziś zbyt wiele czasu i uwagi. Kiedy aktorzy po spektaklu znikają poza teatralną salą nie wychodząc nawet do oklasków, chciałoby się biec za nimi, szukać ich. Wszystko po to, żeby zostać jeszcze choć przez chwilę w tym stanie skupienia, który jednoczy to, co w nas racjonalne, materialne z tym, co się racjom oraz materii wymyka.

Ale Malta to także festiwal nowych poszukiwań, a przede wszystkim nowych mediów. Zespoły Gob Squad czy Komplex Kapharnaum używają w swojej pracy kamer, komputerów, skomplikowanych sprzętów, angażują eksperymentujących plastyków i muzyków - okazuje się, że za ich sprawą także może dojść do spotkania na żywo aktorów i widzów. Że może stać się spektakl, który opowiada nam o miłości w czasach elektroniki albo o systemie, w którym żyjemy niknąc z dnia na dzień, zostawiając po sobie tylko ulotne, nietrwałe ślady.

Malta to w tym roku festiwal różnorodności: wielu dziedzin sztuki, które splatały się często w jeden warkocz, wielu poetyk, które się dopełniały, wielu sposobów postrzegania świata. I to niewątpliwie siła festiwalu, bo naprawdę każdy mógł tu coś dla siebie znaleźć: nawet najwięksi malkontenci trafiali w końcu na przedsięwzięcie, które ich zauroczyło, porwało, z którym znaleźli wspólny rytm.

Malta to festiwal improwizacji: traktowanej jako jedna z głównych metod artystycznego warsztatu, ale także jako temat, jako twórczy sposób na nasze istnienie w świecie.

Tegoroczna Malta to przede wszystkim festiwal zdominowany przez ducha tego włoskiego artysty. W jego przedstawieniu, jak w soczewce skupiały się wszystkie maltańskie wątki, wracały wszystkie maltańskie pytania, i co najważniejsze - tu można było znaleźć także odpowiedź na najważniejsze z nich, podstawowe: o to, jak żyć w świecie, który codziennie rozpada się na naszych oczach, codziennie traci sens, codziennie zaprzecza sam sobie, codziennie wymaga od nas pokonywania kolejnych przeszkód nie do pokonania, drwi z nas i szydzi, niszczy, rani, przysparza cierpienia. To, co się stało na Dziedzińcu Różanym za sprawą "Ulro" [na zdjęciu] przejdzie do historii "Malty" jako jedno z jej najważniejszych wydarzeń.

Wielki spektakl, który świadomie wpisuje się w tradycję teatru jarmarcznego, czerpie pełnymi garściami z konwencji opery, nie wstydzi się cyrku, korzysta z dokonań awangardy, wyrasta z kontrkultury. A jednocześnie wysadza w powietrze to wszystko, co wiemy o teatrze, ale i to, co wiemy o sobie. W czasach, kiedy nie ma nic pewnego, kiedy wszystkie wartości zostały przenicowane, wszystkie teorie zakwestionowane, wszystkie ideologie splajtowały, wszystkie religie pokazały swoją ciemną stronę - włoski artysta ma odwagę graniczącą z brawurą, żeby mówić ze sceny o sprawach najprostszych, najczystszych, najbardziej oczywistych. Prosto w oczy, pełnym głosem, z radosną naiwnością dziecka i gorzką mądrością starca. Jest w tym spektaklu bezczelność, ale ważniejsza staje się tkliwość, jest gniew, ale zwycięża go pokora, jest rozpacz, ale pokonuje ją afirmacja życia w każdej jego postaci. Jest wreszcie miłość, która wymyka się wszystkim prawdom, prawom i sensom. Wszechogarniająca. Czysta. Metafizyczna. Zawsze możliwa, zawsze na wyciągnięcie ręki i zawsze nieosiągalna. Ten spektakl przeraża, ale i oczyszcza. Jest okrutną kroniką wszystkich naszych skowytów, ale też niesie nadzieję. Jest piękny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji