Amatorzy i gwiazdy
"Salome" Kompanii Doomsday z Białegostoku, "Szepty" Teatru Krzyk z Maszewa, "Ryzyko - studium pojęcia" Jana Peszka i Krzysztofa Trzewiczka na XVII Festiwalu Teatralnym Malta w Poznaniu. Pisze Olgierd Błażewicz w Głosie Wielkopolskim.
Już po raz drugi podczas maltańskiego festiwalu możemy śledzić przebieg konkursu dla teatrów alternatywnych "Nowe Sytuacje", organizowanego wspólnie z Instytutem Teatralnym imienia Zbigniewa Raszewskiego. Pierwsze spektakle pokazano w poniedziałek i wtorek.
Salome
Trupa aktorska absolwentów białostockiego Wydziału Sztuki Lalkarskiej opowiedziała nam, na swój własny sposób, ponurą i mroczną historię biblijną Jana Chrzciciela i Salome. Rzecz pomyślana została jako opowieść o szaleństwie i opętaniu tytułowej Salome postacią podziwianego proroka i religijnego fundamentalisty. Ale jak przystało na lalkarzy, aktorzy posłużyli się tutaj i lalką, i animacja, i ruchem scenicznym.
Ich przedstawieniu nie sposób odmówić dużej urody teatralnej, zwłaszcza w kilku świetnie skomponowanych scenach i obrazach, jak chociażby owego tańca Salome w wykonaniu animowanej przez cały zespół marionetki. Na dobro tego przedstawienia trzeba też zapisać prawdziwie profesjonalne operowanie światłem, ruchem i przestrzenią. Zabrakło jednak tej samej miary aktorstwa oraz precyzji intelektualnej w budowie sensów i znaczeń.
Szepty
W konkursowe szranki z Janem Peszkiem i studentami z co najmniej trzech czołowych szkół aktorskich stanął na Malcie Teatr Krzyk z gminnego Ośrodka Kultury z Maszewa. I jak się to okazało - nie bez szans. Bo w ich przedstawieniu naprawdę o coś chodziło, i coś istotnego mogliśmy się z niego dowiedzieć o tym, co myśli dziś i czuje młodzież szkolna. I jak się ona czuje w szkole Romana Giertycha i pod rządami PIS, wobec których to największym wyzwaniem jest - jak wyraził to młody sceniczny Michał - zagłosować na nich i spieprzyć z kraju. Bardzo gorzki to spektakl w swej wymowie. Ujął on widownię dużą prostotą środków oraz umiejętnością konstruowania poszczególnych scen, zdarzeń i sytuacji układających się jednak w pewną zamkniętą i skończoną całość. Choć można by się oczywiście czepiać tego i owego. Na przykład dykcji i aktorskiej precyzji słowa.
Ryzyko
Publiczność spektaklem Jana Peszka wyraźnie poczuła się zawiedziona. Przyszła tu dla niego i oczekiwała od mistrza najwyższej próby aktorstwa w jego jednoosobowym spektaklu - monodramie. Zamiast tego mistrz zaproponował jej swego rodzaju performance, z jakim to zazwyczaj produkują się awangardowi plastycy. A więc grę z widzami opartą na jednym tylko, konsekwentnie doprowadzonym do końca pomyśle. A był nim dla Peszka oraz współfirmującego z nim spektakl Krzysztofa Trzewiczka, pewien teatralny eksperyment, zapowiadany zresztą przez nich otwarcie w samym tytule spektaklu: "Ryzyko - studium pojęcia".
A tym ryzykiem okazało się właśnie zaproponowanie widzom 45-minutowego występu pozbawionego i słowa, i fabuły, i konkretnych zadań aktorskich. Aktor świadomie i z własnego wyboru podjął ryzyko. Ogromne ryzyko.
Anhelli
Tudno w pełni oddać sprawiedliwość eksperymentowi teatralnemu studentów krakowskiej PWST, jako że już po kilkunastu minutach ich plenerowej produkcji obficie zaczął padać deszcz, który pod koniec spektaklu przerodził się w potężną burzę i ulewę. A co tu ukrywać - w takiej sytuacji każda poezja wiele traci. I każda muzyka. Trzeba jednak przyznać, że publiczność stanęła na wysokości zadania i w zdecydowanej większości dotrwała do końca, pod parasolem lub okapem dziedzińca zamkowej masztalarni.
"Anhelli" z Krakowa to osobliwy melanż rockowego musicalu z taką małą teatralną reinterpretacją Słowackiego. Wielkość romantyka poddana tu trochę została w wątpliwość, ale przecież mógłby się cieszyć, że oto jego dzieło stało c się tworzywem musicalu rockowego pełnego współczesnych anglojęzycznych odniesień.
Na zdjęciu: "Salome", Kompania Doomsday, Białystok.