Artykuły

Ostatnia premiera sezonu

"Wariacje bernhardowskie" w reż. Gabriela Gietzky'ego w Teatrze im. Mickiewicza w Częstochowie. Pisze Tadeusz Piersiak w Gazecie Wyborczej - Częstochowa.

Thomas Bernhard, austriacki pisarz, do którego na gruncie polskiego teatru tak często odwoływał się Krystian Lupa, w swoim kraju zyskał przydomek Nestbeschmutzer, czyli taki, co kala własne gniazdo. Piorunująca krytyka austriackiej rzeczywistości przybierała w jego prozie kształt obszernych emocjonalnych monologów bohaterów.

Przemysław Fiugajski swoimi "Wariacjami bernhardowskimi" oddaje hołd Austriakowi i jego metodzie. Swój utwór skonstruował jako dwa monologi wzaj emnie się uzupełniające, a że jest kompozytorem - tekst rozpisał jak partyturę utworu muzyki współczesnej. A Gabriel Gietzky, który w Teatrze im. Mickiewicza spektakl wyreżyserował, tej muzyczności pozwolił maksymalnie wybrzmieć. Zrezygnował zupełnie z teatralnego sztafażu. Jedynym jego elementem jest kostium dwojga aktorów. Tym razem jednak reżyser uczynił z wykonawców rzeczywiście dwa głosy aktorskie - Chołuj i Hutyra są bowiem solistami, śpiewakami interpretującymi swoje partie w duecie. Wyjątkowo jako dyrygent (bezgłośny) wystąpił Gietzky - Robert Rutkowski (stale obsadzony) przygotowywał się bowiem do zagrania "Piaskownicy". Reżyser i dyrygent w jednej osobie wydobył z tekstu kompozytora zapisaną w nim muzyczność. Duet miał swój czytelny, kołyszący widza rytm.

Tekst zadziwiał, szokował i śmieszył. Opowiadał o miałkości i głupocie polskiego środowiska muzycznego, relacji student akademii - wykładowcy, ale też wykładowcy a profesorowie. Oczywiście tych zjadliwych refleksji nie trzeba czytać wąsko - niech inne środowiska zawodowe uderzą się w piersi. W każdym razie publiczność dobrze się bawiła i co jakiś czas parskała mniej lub bardziej maskowanym śmiechem - w skali od dyskretnych parsknięć po głośne uhahanie. W tym drugim celowała mniej dotknięta zawstydzeniem młodsza część publiczności. Najgłośniejszy śmiech budziły efekty wydobyte aktorstwem. I tu słowa podziwu dla Iwony Chołuj oraz Adama Hutyry. Granie tekstu, który często dezintegruje się do kakofonii powtarzanych słów, jest bardzo trudne. Dla powtórzeń trzeba szukać wciąż nowych barw, a długie tyrady wymagają nie tylko wzorowej dykcji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji