Artykuły

Nie rozpycham się łokciami

- Jest moda na tak zwanych naturszczyków, ludzi z ulicy, skutkiem czego aktorzy zawodowi mają mniej pracy. Mam wśród swoich znajomych aktorów, którzy w ogóle nie pracują w zawodzie, choć są bardzo utalentowani - mówi warszawska aktorka AGATA STAWARZ.

Na ekranach kin pojawił się właśnie film "Wieża" z pani udziałem. Proszę zdradzić, jaką postać pani zagrała?

- Zagrałam Beti, taką współcze: sną księżniczkę z tytułowej wieży, będącej synonimem samotności i zamknięcia się na drugiego człowieka. To dziewczyna, która pracuje jako stylistka, ma kontakt z osobami wykonującymi wolne zawody - fotografikami, artystami. Ale nie to jest najważniejsze, lecz raczej to, że oni wszyscy są tak pochłonięci karierą, iż nie mają czasu na poważne związki. Beti próbuje zagłuszyć potrzebę bliskości i miłości pracą, a czasem przygodami na jedną noc, bez zobowiązań. Ale w tym wszystkim jest nieco pogubiona. Kiedy budowałam tę postać, próbowałam sobie wyobrazić jej dzieciństwo. Bywa bowiem tak, że ten okres ma olbrzymi wpływ na to, czy potem w dorosłym życiu boimy się zakochać czy też nie.

Dużo takich księżniczek chodzi po Warszawie?

- To stereotyp, że tylko w Warszawie są single stroniący od poważnych związków i miłości. To jest kolosalny problem, który dotyka ludzi na całym świecie, często w dużych metropoliach, gdzie jest ogromny pęd za pieniędzmi i karierą. Kobiety stają się teraz coraz pewniejsze siebie, nie chcą zakładać rodzin. A mężczyźni z kolei stają się zniewieściali. Przeraża mnie, że my już nie rozmawiamy ze sobą, ale tylko się komunikujemy za pomocą SMS-ów czy e-maili. To smutne.

Na planie "Wieży" spotkała się pani ze świetnymi aktorami, choćby Anną Dymną...

- Niestety, nie miałam wspólnych scen z panią Dymną. Grałam z Robertem Gonerą i Agnieszką Warchulską. To wspaniali ludzie i równie znakomici aktorzy. Warto spotykać na swojej drodze takie osoby, by się od nich uczyć. Mnie szczególnie pomogła Agnieszka Warchulska, bardzo doświadczona aktorka. Od niej usłyszałam wiele cennych rad. Natomiast z Robertem Gonerą grałam scenę erotyczną...

Pewnie wiele Polek pani tego zazdrości...

- Nie ma czego. To są najtrudniejsze sceny dla aktora. Niełatwo zagrać intymność między dwojgiem ludzi, kiedy na planie jest reżyser, operator i ktoś do pomocy. Trzeba powiedzieć wyuczony tekst i jeszcze grać według koncepcji reżyserskiej.

Czy rola w "Wieży" była najważniejszą w pani dotychczasowej pracy?

- Staram się bardzo poważnie traktować każdą rolę, nawet epizodyczną. Ale rola Beti była jedną z ważniejszych, bo dzięki niej nauczyłam się wiele o samej sobie.

Grywa pani w serialach. Są aktorzy, którzy z pogardą mówią o tym gatunku filmowym, inni cenią sobie taką formę pracy.

- Aktorzy powinni próbować jak najbardziej różnorodnych ról, zarówno w teatrze, filmie, jak i serialu. Bo każda z tych form uczy nas kompletnie odmiennych rzeczy. Oczywiście osobną kwestią są pieniądze, bo pewne rzeczy robi się właśnie dla nich. Dla mnie najwspanialszy jest teatr, ale życie jest okrutne i z teatru nie da się wyżyć. Zwłaszcza że np. w Warszawie brakuje etatów dla młodych aktorów. Ja w pracy zawodowej miałam momenty, kiedy wykonywałam rzeczy, które niekoniecznie wpisuję do życiorysu. Decydowała wtedy sytuacja finansowa.

Bywają chwile zwątpienia, ochota, żeby rzucić tę pracę i zająć się czymś innym?

- Miewam chwile zwątpienia, bo ról jest mało. Do tego jest moda na tak zwanych naturszczyków, ludzi z ulicy, skutkiem czego aktorzy zawodowi mają mniej pracy. Mam wśród swoich znajomych aktorów, którzy w ogóle nie pracują w zawodzie, choć są bardzo utalentowani.

W chwilach zwątpienia zawsze myślę o tym, co już zrobiłam i że nie warto tego marnować.

W Szczecinie grała pani w spektaklu "Piaskownica", w Klubie 13 Muz...

- To było jedno z najwspanialszych doświadczeń zawodowych. Szkoda, że pokazaliśmy go tylko kilkanaście razy. W Warszawie też tak bywa, że w jakiś czas po premierze gra się już do pustych krzeseł... Za to właśnie w tym spektaklu zobaczyła mnie reżyserka "Wieży" Agnieszka Trzos.

Gdyby z rodzinnego Szczecina przyszła nagle znakomita propozycja teatralna, to...

- Przyjechałabym do Szczecina. Aktor to przecież zawód wędrowny. Głupotą byłoby odrzucić ciekawą propozycję.

Pani tata, Jan Stawarz, jest aktorem. Czy zagraliście kiedyś razem?

- Niestety nie. Ale współpracowaliśmy przy "Piaskownicy", bo tata reżyserował ten spektakl. Teraz czekam na premierę filmu "Rezerwat", w którym zagrał.

Czy rodzice nie byli przeciwni, żeby została pani aktorką?

- Tata był przeciwny. Mówił, że to niewdzięczny zawód. Kierunkował mnie raczej na muzykę. Mam zatem za sobą szkoły muzyczne, lekcje śpiewu klasycznego, ale też okres fascynacji jazdą konną. W weekendy wstawałam o czwartej, piątej rano, by pracować przy koniach i uczyć innych jazdy. Do Akademii Muzycznej się nie dostałam. I dobrze, bo dzięki temu robię to, co naprawdę kocham.

Czy praca w Warszawie nauczyła panią "rozpychania się łokciami"?

- Nie rozpycham się łokciami, choć inni pewnie na tym zyskują. Staram się żyć w zgodzie ze sobą. Może coś na tym tracę, może cierpi na tym moja kariera, ale czasami trzeba poczekać na swój czas...

Zdradzi pani swoje najbliższe plany zawodowe?

- Przymierzam się do pewnego projektu teatralnego. Nie chcę zdradzić szczegółów, by nie zapeszyć. Zostałam też zaproszona do Łodzi, może w tamtejszym teatrze coś zagram.

Dziękuję za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji