Artykuły

Faszerowanie codzienności nowymi sensami

Nazwisko Jerzego Kaliny nauczyłam się roz­poznawać po niebywałej instalacji ulicznej, ja­ką w Warszawie anno 1977 stało się "Przejście". Szaroniebieskie figury, uchwycone w ruchu, z siatkami, teczkami, tobołami, kapeluszami szły trotuarem i zagłębiały się w Świętokrzyską, by wynurzyć się znów po przecznicy. Niewiele z brązowych pomników pamiętam równie dokła­dnie, a z pewnością żaden nie budzi tyle uczuć i skojarzeń. Kalina to artysta akcji przedłużonej - słowo happener, czy twórca instalacji jakoś nie bardzo mi do niego pasuje.

Od grudnia będzie można oglądać w stałym repertuarze "teatru małego" przy Marszałkow­skiej, bo tak teraz chyba należy pisać tę nazwę, spektakl autorski Jerzego Kaliny "Katapulta". Warszawa, rozśmieszana farsami i przytupująca nogą w takt quasi-musicalowych składanek, za­pomniała trochę o teatrze plastycznym, teatrze bez słów, na który można bez wstydu zaprosić każdego cudzoziemca. Czego mi w "Katapulcie" trochę brakuje, to poczucia humoru, tak obiecu­jąco zapowiedzianego drogą ułożoną z trzaska­jących łapek na myszy. I impetu w sferze emo­cjonalnej, tej czytelności przesłania, jaką miał wystawiony w ubiegłym sezonie w Studio "{#re#17293}"Bia­ły Jeleń"{/#} Stasysa. Przypomina natomiast nieco w klimacie chłodną, precyzyjną inscenizację - nomen omen - {#re#8967}"Pułapki"{/#} Różewicza w reżyse­rii Jerzego Jarockiego.

"Katapulta" to szereg obrazów - jak zapowia­da podtytuł, z udziałem człowieka i maszyn. Ży­cie, śmierć, nauka, seks, doświadczenia codzien­ności, niedojrzałość i wieczne dojrzewanie, szta­feta pokoleń, rozumiana jako powtarzalność ru­tynowych gestów. Pojawiają się tu znaczące re­kwizyty, charakterystyczne dla całej twórczości Kaliny. Stoły, które potrafią się modlić i upadać na klęczki w geście upodlenia; dekonstruowany uniform; staroświeckie maszyny - do ważenia, do szycia i do krojenia chleba; ogień i świece; in­strumenty; blaszana rynna, która otacza gór­ną część sceny, by spocząć w zdezelowa­nej wanien­ce. No i sza­fa z lustrem, które, w pęknięciu, kryje w sobie drzwi w in­nobyt, ujawnia wizje, marzenia i strachy, stano­wi medialny punkt między światem żywych i umarłych.

Ludzie, czyli sceniczna rodzina Kaliny, żyje trochę poza czasem, ale nie poza przestrzenią. Artysta potrafi nobilitować codzienny przedmiot, faszerować go nowymi sensami. Po­trafi z niemej akcji uczynić fascynujące miejsca­mi widowisko. Potrafi też wykorzystać aktora ja­ko dzieło sztuki, a kunszt to od czasów Szajny zapomniany. Dlatego obsadzenie Heleny Noro­wicz, kobiety o niebywałej powierzchowności, w roli Medium, z wielką, sataniczną sceną z te­lewizyjnym odbiornikiem, uważam za odkrycie, jakość samą w sobie. Proste działania aktorskie składają się w tym spektaklu na porządną reży­sersko, otwartą i zamkniętą, bogatą estetycznie całość.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji