Artykuły

Z ojcem w filmowym korowodzie

- Reżyserowanie mojego ojca to jeden z niewielu przypadków, w którym za każdym razem efekt końcowy jest lepszy niż scenariusz. Prowadzeniem aktora, uzupełnieniem na gorąco kwestii czy pracą kamery dopowiada, czego w scenariuszu nie ma. To mi bardzo imponuje - mówi MACIEJ STUHR.

I znów spotkał się pan z ojcem na planie. To dobra sytuacja?

- W realizowanym właśnie "Korowodzie" gram epizodyczną rolę, więc nasz filmowy kontakt nie jest zbyt intensywny

Jerzy Stuhr mówi, że pomoże mu pan w tym filmie udźwignąć "trudne momenty kina". Brzmi poważnie, a co konkretnie znaczy?

- Nooo, tato ma zdolność do wypowiadania ważnych słów. Nie przesadzałbym jednak z dowartościowaniem mojej roli. Mam w tym filmie naprawdę niewielki udział, niemal szczątkowy Pod koniec ekranowych zdarzeń spotykam się z jedną z głównych bohaterek i w niezobowiązującej rozmowie na plaży wypowiadam pewne myśli. Podejrzewam, że są one bardzo bliskie scenarzyście i zarazem reżyserowi, więc dlatego tak docenia moją postać. Poza tą sceną udział w "Korowodzie" nazwałbym bardziej gościnnym niż stawiającym aktorskie wyzwania.

To już szósty film reżyserowany przez Jerzego Stuhra i trzeci wasz wspólny. Jaki jest pana ojciec za kamerą?

- Jego reżyserowanie to jeden z niewielu przypadków, w którym za każdym razem efekt końcowy jest lepszy niż scenariusz. W rozmowach, jakie często toczymy w domu na początkowym etapie pracy mam z reguły dużo wątpliwości. Obawiam się, czy dana postać, scena, rozwiązanie zadziałają. A potem okazuje się, że ojciec ma to tak w głowie ułożone i z filmu na film tak doskonali styl narracji, że scenariusz to dla niego tylko punkt wyjścia. Nie musi wszystkiego zapisywać, żeby potem na planie realizować to, co sobie przemyślał. Prowadzeniem aktora, uzupełnieniem na gorąco kwestii czy pracą kamery dopowiada, czego w scenariuszu nie ma. To mi bardzo imponuje.

Czy wspólna praca pomaga lepiej zrozumieć ojca? Wzmacnia wasze relacje?

- Może to głupio zabrzmi, ale spotkania na planie bywają jedyną szansą na dłuższe wspólne spędzenia czasu. A to, że ojciec angażuje mnie do swoich filmów, jest dla mnie bardzo pocieszające. To znaczy, że wciąż całkiem nieźle się rozumiemy. I na pewno służbowe kontakty - czy to przed kamerą, czy podczas rozmów, które toczymy na zawodowe tematy - wzmacniają nasze prywatne relacje.

Czy poza "Korowodem" będziecie w najbliższym czasie coś wspólnie robić?

- Planujemy spektakl Teatru TV, ale jest jeszcze za wcześnie by zdradzać szczegóły

Teraz czeka pana spotkanie z Władysławem Pasikowskim?

- Od czerwca rozpoczynają się zdjęcia do drugiej serii "Gliny". Potrwają pół roku.

Pana bohater zmieni się trochę, wydorośleje?

- To było od początku najciekawsze w tej roli - dojrzewanie postaci, jej rozwój. W drugiej części podkomisarz Artur Banaś, czy to mu się podoba, czy nie, coraz bardziej upodabnia się do głównego bohatera - komisarza Gajewskiego. A upodabniać się aktorsko do Jerzego Radziwiłowicza jest nie lada zadaniem, więc postaram się na tym skoncentrować.

Będzie mniej czy więcej scen z bronią w ręku?

- "Glina" jest o tyle ciekawym serialem, że nie chodzi w nim do końca o strzelaniny. Scenarzysta bardzo sprytnie i intrygująco wplótł w nim różne wątki, pogłębiając je psychologicznie. Oczywiście, na ile jest to możliwe w serialu kryminalnym. Myślę, że to się widzom w "Glinie" podoba bardziej niż sceny, w których biegamy z pukawkami.

Czym, skoro nie scenami akcji, zaskoczy nas podkomisarz Banaś?

- Będzie miał trochę perypetii miłosnych. Zamarzy mu się także przejęcie śledztwa, jednak ten chrzest bojowy może się dla niego źle skończyć... Więcej zdradzić nie mogę.

Scenariusz filmu pana ojca dogonił rzeczywistość. Czy podobnie może przydarzyć się kontynuacji "Gliny"?

- To prawda, bieżące wydarzenia sprawiły, że poboczny w "Korowodzie" wątek lustracji stał się nagle bardzo widoczny. Podczas emisji pierwszej części "Gliny" też okazywało się, że wymyślone dla potrzeb serialu sceny i zdarzenia są nagle bardzo aktualne. Myślę, że nowej serii też tak się może zdarzyć.

O lustracji będzie mowa?

- Ślad teczek, o ile pamiętam, w scenariuszu jest. Pojawia się też wątek dyskryminacji mniejszości narodowych w Polsce. Scenarzysta Maciek Maciejewski jest bardzo sprytnym i przewidującym obserwatorem rzeczywistości. Ma zdolność wyprzedzania pewnych zjawisk, dlatego jego scenariusze są tak frapujące.

Kiedy emisja drugiej części "Gliny"?

- TVP zapowiada, że wiosną przyszłego roku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji