Artykuły

Festiwal Mozartowski w kryzysie?

To, że na scenie Opery Kameralnej gra się od 16 lat tę samą mozartowską inscenizację, budzi kontrowersje i wcale nie jest już atutem festiwalu. Owszem, wierni widzowie wciąż przychodzą i oni być może wcale nie pragną zmian. Jednak dla szerszej publiczności festiwal przestał być atrakcyjny, bo od lat nie pojawiła się tam żadna nowa idea - o rozpoczynającym sie jutro (15 czerwca) XVII Festiwalu Mozartowskim w Warszawskiej Operze Kameralnej pisze Anna S. Dębowska w Gazecie Wyborczej Stołecznej.

Kiedy w 1991 r. Festiwal Mozartowski odbył się po raz pierwszy w siedzibie swego organizatora, Warszawskiej Operze Kameralnej, stał się sensacją artystyczną. Na przedstawienia w reżyserii Ryszarda Peryta ze scenografią Andrzeja Sadowskiego nie sposób się było dostać, mimo że opery Mozarta grano codziennie, nawet dwukrotnie w ciągu jednego dnia przez sześć letnich tygodni. A Warszawie ciągle było mało Mozarta. Festiwal, dzieło Stefana Sutkowskiego, pioniera muzyki dawnej w Polsce, szybko stał się wizytówką stolicy, przyciągając zagranicznych turystów. Po świecie rozeszła się wieść, że to nie Wiedeń czy Salzburg, ale Warszawa ma Operę Kameralną, która jako jedyny teatr operowy na świecie na stałe ma w repertuarze wszystkie dzieła sceniczne Wolfganga Amadeusa Mozarta.

Inscenizacje tandemu Ryszard Peryt (reżyseria) i Andrzej Sadowski (scenografia), które wtedy czarowały urodą i smakiem, dziś rażą sztucznością i statycznością. To, że na scenie Opery Kameralnej gra się od 16 lat tę samą mozartowską inscenizację, budzi kontrowersje i wcale nie jest już atutem festiwalu. Owszem, wierni widzowie wciąż przychodzą i oni być może wcale nie pragną zmian. Jednak dla szerszej publiczności festiwal przestał być atrakcyjny, bo od lat nie pojawiła się tam żadna nowa idea. - Gdybym chciał wprowadzać nowe inscenizacje na Festiwalu Mozartowskim, musiałbym zrezygnować z premier w ciągu roku. Pochłonęłoby to wszystkie nasze środki - tłumaczy dyrektor festiwalu Stefan Sutkowski. - Przedstawienia Peryta i Sadowskiego tworzą jednolitą i konsekwentną całość artystyczną.

Dyrektor Sutkowski nie lubi nowinek inscenizacyjnych, dlatego nie zaprosiłby reżyserów-eksperymentatorów, wywracających Mozarta do góry nogami. Taki jest jego wybór estetyczny. Stoi on na straży słusznej zasady wierności partyturze i przekonaniu, że muzyka i śpiew powinny być w operze na pierwszym miejscu. Sęk w tym, że i z muzyką nie jest w WOK najlepiej. Niektórzy soliści i orkiestra nie zawsze są dobrze przygotowani, zdarza im się śpiewać i grać nierówno i nieczysto. Wykrusza się stara obsada, czyli śpiewacy, którzy byli współtwórcami festiwalu, nie wszystkie uznane głosy lśnią jak niegdyś, a młodzi śpiewacy nie zawsze są w stanie unieść ciężar wymagań. O dobry głos do Mozarta niełatwo. Jego muzyka demaskuje wszelkie niedobory głosu i dykcji, nie każdy śpiewak umie uchwycić styl.

W Operze Kameralnej szwankuje też aktorstwo. Debiutanci dopiero zdobywają doświadczenie na tej scenie. Tak było zresztą od początku, to właśnie w WOK terminowali najwybitniejsi polscy wokaliści (w zespole nadal śpiewa np. Olga Pasiecznik). Ale szlifowali swoje umiejętności pod okiem Ryszarda Peryta. Dziś tego reżysera już w Operze Kameralnej nie ma. Odszedł w wyniku konfliktu z dyrekcją. Jego przedstawień dogląda Grzegorz Boniecki, dawny asystent. - Zabrakło twórczego iskrzenia. Ryszard był bardzo wymagający, potrafił zainspirować i to przekładało się na efekt artystyczny. Teraz czuję, że nie mam z kim grać, brak mi interakcji z młodymi partnerami. Tym bardziej, że gramy coraz więcej przedstawień, więc próby przeprowadza się szybko i nie ma czasu na detale - wyraża swoje niezadowolenie jedna z najwybitniejszych solistek tej sceny. I przyznaje, że festiwal znalazł się w kryzysie.

Wyjściem z impasu mogłoby być zorganizowanie festiwalu międzynarodowego, na który zapraszane byłyby światowe teatry operowe, aby pokazać, jak gdzie indziej wystawia się Mozarta. I jak się go śpiewa. Byłaby to radykalna odmiana, ale z pewnością skuteczna. Niestety, póki co musimy zadowolić się tym, co mamy. W tym roku na niewielkiej scenie przy al. "Solidarności" obejrzymy 28 tytułów uformowanych w 22 wieczory. W sumie 42 występy z żelaznego repertuaru Opery Kameralnej - najsłynniejsze i mniej znane opery Mozarta. Nowością będzie środowa prezentacja wczesnych koncertów klawiszowych Mozarta na Zamku Królewskim w wersji na klawesyn w wykonaniu Viviany Sofronitzki. Pierwszy raz na festiwalu zabrzmią też koncerty na waltornię, obój i klarnet. Muzyka kameralna będzie prezentowana w Podchorążówce w Łazienkach Królewskich. W programie pozostają największe koncertowe atrakcje: "Requiem" i Msza c-moll.

Stefan Sutkowski chce, aby w repertuarze Festiwalu Mozartowskiego znalazły się wszystkie utwory Mozarta: wokalne i instrumentalne. Ale czy to wystarczy, żeby festiwal pozostał jedną z najważniejszych warszawskich imprez muzycznych?

Na zdjęciu: "Czarodziejski flet" otworzy XVII Festiwal Mozartowski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji