Artykuły

Łódź. Kondrat otwiera "Winarium"

Marek Kondrat [na zdjęciu], znany aktor, obecnie poświęcający się swej pasji - i biznesowi - winiarskiemu, właściciel dwóch małych sklepów z winami właśnie, zamierza w Łodzi otworzyć filię swojego przedsiębiorstwa. Sklep będzie się nazywał "Winarium".

Aktor zdradził takie plany podczas poniedziałkowej wizyty w Łodzi, kiedy to był gościem prowadzonego przez Zdzisława Pietrasika "Salonu Polityki" w Muzeum Kinematografii. - Jestem w trakcie szukania odpowiedniego lokalu - powiedział Kondrat.

Artystę na szczęście ciągle jeszcze zajmuje sztuka. Stwierdził, że nie tyle zrezygnował z grania w filmach czy teatrze, co nie dostaje interesujących go propozycji.

- Kino jest domeną ludzi młodych. Ja minąłem już smugę cienia i teraz szukam spokoju - mówił. - W teatrze nie lubię publicystyki. Czuję się pominięty ze swoją wrażliwością. W filmie mamy do czynienia z rzeczywistością niepokrywającą się z tą realną. My kreowaliśmy rzeczy piękne, dziś dzieje się odwrotnie.

Aktor otrzymuje propozycje ról, jednak, jak twierdzi, nie chce po raz kolejny grać policjanta, szefa mafii lub lekarza, którego złapano na przyjmowaniu butelki.

Jedyne filmy, jakie zamierza w najbliższym czasie nakręcić, to krótkie obrazy ukazujące kraje, w których produkuje się wino. Sam odbywa mnóstwo winiarskich podróży, wybierając trunki do sklepu, który prowadzi z synem.

- Wino to cała dziedzina polegająca na umiejętności życia, na braku gonitwy, na uśmiechu. Niestety w Polsce ciągle mamy imperatyw nadganiania czasu. W winiarniach i winnicach na południu Europy, które przekazywane są z pokolenia na pokolenie, ludzie swoją pracę wykonują z pasją. Zawsze mają czas, chętnie nawiązują kontakty. Kiedy się przyjeżdża do nich w interesach, zapraszają do domu, pytają czy zrobić kanapkę na drogę - opowiadał aktor.

Wizyta w Łodzi była pretekstem do łódzkich wspomnień aktora, związanych z kręceniem "Historii żółtej ciżemki" - filmu, w którym Marek Kondrat zagrał swoją pierwszą, dziecięcą jeszcze rolę. W hali obok kręcono wówczas "O dwóch takich co ukradli księżyc" z braćmi Kaczyńskimi w rolach głównych. Wszyscy zakwaterowani zostali w Grand Hotelu przy Piotrkowskiej.

- Bliźniaki były bardzo żywe. Zupełnie nie ta flegma, co teraz - żartował wspominając dzisiejszego prezydenta i premiera. - Zawsze i wszędzie towarzyszyła im mama. Kota jeszcze wtedy nie było.

Opowiadał o wspólnych zabawach, o wychodzeniu na daszek nad wejściem do hotelu. O grach, w których zawsze wygrywał Jarek.

- Jak tylko wygrał Leszek, to zaraz dostawał od Jarka w łeb. Dziś mamy do czynienia z prezydentem, który reprezentuje swojego brata, a nie cały naród. Nie oczekujmy, że prezydent zawetuje to, co brat premier wymyśli - przechodził płynnie do interpretowania sytuacji politycznej.

Za zabawne wspomnienia o bliźniakach i aluzje polityczne aktor zbierał największe brawa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji