Artykuły

Tu mieszka Stanisław Wyspiański i prosi, aby go nie odwiedzać

Popełnił mezalians, zmarł na kiłę, hodował w domu kozę - te trzy epizody z życia Stanisława Wyspiańskiego wryły się w pamięć krakowian. Temu miastu oddał swoje serce i duszę - tu się urodził, mieszkał, zakochał i ożenił, tu tworzył największe dzieła (wiele swych projektów zniszczył), aż w końcu zmarł przykuty do fotela przez chorobę. Kochał Kraków. Czy Kraków go kochał? Co dziś zostało po ważnych dla niego miejscach, poza dziewięcioma pamiątkowymi tablicami? - pyta Marta Teska w miesięczniku Kraków.

Życie na walizkach

Na świat przyszedł w kamienicy przy ul. Krupniczej 26 (wówczas 14), w małym pokoju na facjatce pierwszego piętra jako pierworodny, wątły wcześniak młodego rzeźbiarza Franciszka i jego żony - Marii z Rogowskich. W domu, który był własnością dziadka, spędził cztery lata, potem wraz z rodzicami i młodszym bratem Tadeuszem przeniósł się na ulicę Kanonicza (ówczesną Kanonną) do zabytkowego Domu Długosza.

Pierwszy adres

Dziś trudno jest wskazać pomieszczenie, w którym 15 stycznia 1869 roku urodził się Wyspiański. Właściciele kamienicy rozbudowali pierwsze piętro - po facjatce nic prawie nie zostało. Obecnie znajduje się tutaj należący do Muzeum Narodowego Dom Józefa Mehoffera - przyjaciela Wyspiańskiego z lat młodzieńczych. Z tamtych czasów zachowało się jedynie zdjęcie frontu kamienicy, na podstawie którego można wnioskować, że miejsce narodzin Stanisława to albo dzisiejszy pokój dziecięcy, albo pokój Eweliny z Szumowskich Mehofferowej. Tylko tyle. Po Wyspiańskim - poza znajdującą się w hallu repliką witrażu wspólnie z Mehofferem wykonanego dla kościoła Mariackiego - nie ma śladu. Tylko pamiątkowa tablica.

Podobna znajduje się przy Kanoniczej 25 - w miejscu, gdzie doszło do tragicznych wydarzeń w jego życiu. W Domu Długosza zmarła mu mama oraz młodszy brat. Tam też stracił, choć nie w sensie dosłownym ojca, który po śmierci żony popadł w alkoholizm. Nie mógł opiekować się młodym Stanisławem, dlatego opiekę przejęła bezdzietna ciocia Joanna Rogowska. Dziś znajdują się tu rektorat, kwestura oraz archiwum Papieskiej Akademii Teologicznej. Archiwum umieszczono tam, gdzie ojciec Wyspiańskiego miał pracownię rzeźbiarską z oknami wychodzącymi na Wawel. Obecnie pracownię wyremontowano, odmalowano i... zatracono cały jej charakter. Wypełniają ją wysokie aż po sufit gęsto ustawione regały z dokumentami, a niegdyś duże, jasne okna dziś tylko górnymi fragmentami wyglądają na Wawel, gdyż podczas okupacji hitlerowskiej całą ulicę Podzamcze sztucznie podwyższono. Cicho, pusto, ciemno... Jeśli po Wyspiańskim zostały tu jakieś duchy, snują się pewnie niemrawo wśród papierzysk i kurzu.

Śladów po autorze "Wesela" próżno szukać również przy ul. Kopernika. Dom Turysty PTTK oraz kliniki uniwersyteckie znajdują się w miejscu kamienic nr 1 oraz 15. Jako mały chłopiec Wyspiański mieszkał z ciotką (wtedy już Stankiewiczową) i jej mężem pod numerem 1. Do historii nawiązuje jedynie nazwa stojącego tam Domu Turysty: Hotel Wyspiański. Po krótkim czasie wujostwo przenieśli się ze Stanisławem pod nr 15. Dziś pracownicy znajdującej się tam kliniki dziwią się słysząc, że to miejsce związane z wybitnym polskim artystą. Brak nawet pamiątkowych tablic. W tych mieszkaniach Wyspiański nie zabawił długo, wujostwo często się przeprowadzali. Kamienica, w której mieszkał przez 12 lat, znajduje się przy ul. Zacisze 2.

Tamte miejsca, tamten czas

Miejsc, w których dorastał i wychowywał się Wyspiański albo już nie ma, albo zatraciły niegdysiejszy charakter... Tylko Planty nad Wisłą i wawelskie stoki, na których bawił się jako dziecko, wciąż trwają. Podobnie jak ulica Kanonicza oraz Grodzka, które codziennie, w towarzystwie cioci albo opiekunki przemierzał najpierw w drodze do szkoły ćwiczeń w pałacu Larischa przy ul. Brackiej, a późnej (od 1880 roku) do Gimnazjum Św. Anny przy ulicy Podwale. Obie placówki z czasem przekształcono. Pierwszą - w Wydział Prawa i Administracji UJ, drugą - w I LO im. Bartłomieja Nowodworskiego, które od 1898 roku mieści się przy placu Na Groblach 9. Tam też znajduje się kolejna tablica upamiętniająca artystę.

W 1883 roku przy uliczce Zacisze był tylko jeden narożny dom, frontem zwrócony ku ul. Basztowej, gdzie mieścił się również hotel "Centralny". Właśnie tam osiedlili się Stankiewiczowie wraz z Wyspiańskim. Zajmowali trzy pokoje w amfiladzie, w narożniku drugiego piętra, z oknami wychodzącymi na Planty, Barbakan, Bramę Floriańską. Tutaj mieszkając, rozpoczął studia na wydziale humanistycznym UJ oraz w Szkole Sztuk Pięknych (kolejna upamiętniająca go tablica). Stąd również wyjechał na studia do Paryża i powrócił, by w kuchni mieszkania obok (należącego do Kazimierza Rogowskiego - brata zmarłej matki i ciotki Stankiewiczowej) urządzić swoją pierwszą pracownię oddzieloną półszkloną ścianką, z piecem kaflowym, udekorowaną pękami suchych kwiatów i ulubionymi przez artystę kotarami.

Po tej kamienicy nie ma śladu. Wraz z nią zniknęły poręcze drewnianych schodów, po których uwielbiał zjeżdżać młody gimnazjalista, nie ma mieszczącej się niegdyś w podwórzu studni, z której jako chłopiec z konewką nosił wodę. Na jej miejscu stanął budynek Narodowego Banku Polskiego. Podobny los spotkał kolejną słynną pracownię - tzw. pałacową, katedralną przy ul. Poselskiej 10 (dawniej nr 8). Przed pierwszą wojną światową dom został przekształcony w pensję dla dziewcząt, a dużą pracownię (5,5 na 6 metrów) podzielono na mniejsze pomieszczenia. W okresie międzywojennym budynek przejęło miasto włączając do zabudowań magistrackich. Właśnie tutaj, na drugim piętrze, w jednym z czterech pokoi, jakie zajmowała ciotka wespół ze swoim bratem, Wyspiański kończył "Legendę" i "Warszawiankę". Tu zrealizował projekty witraży do kościoła Franciszkanów, tworzył rysunki do "Iliady", a także dziesiątki portretów i obrazów.

Tu po raz pierwszy trafiam na żywszą pamięć o autorze "Wesela". - Wie pani, że Wyspiański trzymał w domu kozę?; - Ożenił się z chłopką, popełnił mezalians! - słyszę od zapytanych o niego osób. Kozę owszem trzymał, ale nie tutaj, a gdy mieszkał przy ul. Poselskiej, poznał swoją przyszłą żonę - Teofilę Pytko z Konar koło Żabna. Po raz pierwszy zetknął się z nią podczas prac nad polichromią w kościele 00. Franciszkanów, gdzie dziewczyna pracowała jako pomoc murarska. Choć okres ten przyniósł owoce zarówno na polu zawodowym (prawdziwe arcydzieło w dziejach sakralnej polichromii) oraz osobistym (narodziny córki Heleny), nie obyło się bez kłopotów i pierwszych rozczarowań. Mezalians do tego stopnia nie spodobał się ciotce Stankiewiczowej, że młodzi zmuszeni byli opuścić kamienicę i na pewien czas wyjechać do Konar, rodzinnego domu Teofili. W tym samym czasie wizje i pomysły nieszablonowego artysty ostro zderzyły się z rzeczywistością. Pracował w ogromnym pośpiechu, wciąż zmieniając projekty, które nie do końca podobały się braciom zakonnym i architektom. Pracy tej poświęcił pół roku życia bez spodziewanych rezultatów, nie zaproponowano mu bowiem dalszych prac w kościele, a za wykonane zapłacono mało i z ociąganiem.

Deptanie po pietach

Na kolejną pracownię z prawdziwego zdarzenia stać było Wyspiańskiego dopiero w lipcu 1898 roku, kiedy wynajął duży pokój na drugim piętrze przy placu Mariackim 9, w domu zwanym wtedy "Na Barszczowem". W tym właśnie miejscu rozpoczął pracę nad "Weselem". Fakt ten upamiętnia kolejna z pamiątkowych tablic wraz z popiersiem. Niestety, tu także depczemy artyście po piętach ścigając duchy, których już nie ma. W miejscu drewnianego niegdyś domu stanęła w 1907 roku elegancka kamienica, na parterze której obecnie znajduje się ekskluzywna perfumeria. Wyższe piętra zajmują studio kosmetyczne oraz mieszkania. W jednym z nich wspominają artystę: - Nie rozumiem, jak Wyspiański mógł popełnić taki mezalians.

Związek z Teofilą Pytko okazał się trwały. Po córce Helenie, w 1899 roku na świat przychodzi ich drugie dziecko - syn Mieczysław. Zaraz po tym wydarzeniu, w roku 1900 Wyspiańscy decydują się na sformalizowanie swojego związku i biorą ślub. Wynajmują wtedy razem z trójką dzieci (w tym synem Teofili z poprzedniego związku) pokój z kuchnią przy ul. Szlak 23.I tu prawdziwa niespodzianka: tablicy pamiątkowej wprawdzie nie ma, ale z faktu, że tu mieszkał Wyspiański, doskonale zdaje sobie sprawę większość mieszkańców ("Słyszała pani, że oni trzymali w domu kozę?"). Nie wiadomo, które z mieszkań na pewno zajmowali Wyspiańscy, natomiast do dziś zachował się na tylach kamienicy długi drewniany ganek, na którym Teofila ponoć lubiła wysiadywać, plotkując z sąsiadkami. Jedna z lokatorek pamięta piękne ornamenty, które jeszcze w latach 70. zdobiły klatkę schodową, zanim zamalowano je podczas remontu. Może wyszły spod pędzla Wyspiańskiego?

Bez wątpienia był autorem innych ornamentów, zdobiących klatkę schodową kamienicy przy ul. Krowoderskiej 79 (wówczas nr 157). W styczniu 1901 roku stać go było na siedmiopokojowe mieszkanie na drugim piętrze tej właśnie kamienicy. Wynajął je za pieniądze otrzymane od Akademii Umiejętności jako nagrodę za projekty witraży wawelskich, uznane za najlepsze dzieło malarskie 1900 roku. To właśnie na drzwiach tego mieszkania wisiała słynna kartka: "Tu mieszka Stanisław Wyspiański i prosi, aby go nie odwiedzać".

Zmatowiały błękit pracowni

Właśnie przy Krowoderskiej artysta stworzył najsłynniejszą chyba pracownię zwaną błękitną, od koloru (ciemny szafir), jakim pokrył sufit i ściany. Zamykała ona amfiladowy ciąg izb (dziś przerobionych na oddzielne mieszkania), również utrzymanych w intensywnych barwach. Miejsce to było świadkiem rosnącej popularności Wyspiańskiego. Tam powstawały kostiumy do teatralnych inscenizacji artysty, strój dla Lajkonika. Właśnie w błękitnej pracowni stworzył swe najznakomitsze dramaty, m.in. "Akropol", "Noc listopadową", tam kończył pisać "Wesele". Na sztalugach, pośród szafirowych ścian powstały portrety jego dzieci oraz słynne "Macierzyństwa". Wiele znanych wówczas postaci odwiedzało to magiczne miejsce, które jednocześnie było niemym świadkiem narastającej fizycznej niemocy Wyspiańskiego, spowodowanej postępującą chorobą. Tworzył prawie nie ruszając się z domu, na świat spoglądając głównie z okien pracowni.

Dziś w pokoju obok (niegdyś dziecinnym, koloru żółtego, z wymalowanym na ścianie wizerunkiem słynnej już kozy pędzla Wyspiańskiego, którą z inicjatywy Teofili trzymał w tym mieszkaniu w trosce o świeże mleko dla swych dzieci) powstają cykle obrazów i rysunków Eweliny Ledzińskiej, która przygotowuje się właśnie do obrony pracy magisterskiej na wydziale malarstwa ASP w Krakowie pod okiem rektora prof. Jana Pamuły. Trafiłam do miejsca, w którym mimo upływu stu lat nadal obecna jest sztuka. Wymalowany na biało pokój oddzielony jest jedynie drewnianymi drzwiami od słynnej błękitnej pracowni, która stoi pusta. Oprócz niebieskich ścian i ciemnoczerwonych zasłon na oknach nie ma w niej nic.

W 2001 roku (w setną rocznicę prapremiery "Wesela") Towarzystwo Przyjaciół Sztuk Pięknych wraz ze Stowarzyszeniem Twórczym Dom Wyspiańskiego zdecydowało się po latach ponownie otworzyć pracownię. Przeprowadzono żmudny remont pod okiem konserwatora. Usunięto postawione w latach 50. ścianki działowe, na ścianach po zdrapaniu kilku warstw farby doszukano się oryginalnego koloru, jaki był tu kiedyś. Później, w oparciu o informacje o zasłonach z czerwonego sukna zakupiono surowe płótno, które zgodnie z recepturą z początku zeszłego wieku barwiono na kolor czerwony. Wyremontowaną Błękitną pracownię prezes Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych Zbigniew Witek oddał w ramach stypendium w czteroletnie, darmowe użytkowanie absolwentce ASP Annie Góreckiej. - Po niej pracownię otrzymała jeszcze dwójka osób z ASP, jednak nikomu nie udało się w niej tworzyć, skutkiem czego musieli opuścić to miejsce - opowiada Ewelina Ledzińska. Mieszkając i malując obok, obserwowała losy pracowni. - Błękit ścian zszarzał, zgasł blask podłogi, a piękne czerwone zasłony zamiast zdobić, szpecą. Wszystko poniszczone - opisuje miejsce codziennie oglądane.

- Odkąd zaczęłam tu tworzyć - mówi Ewelina - na życie patrzę bardziej jak na sztukę teatralną, w której dobro toczy walkę ze złem. - Mówi, że odkąd maluje w pracowni przy ul. Krowoderskiej, jej obrazy nabrały innego charakteru, zaczęła też pisać sztuki teatralne: - Mam wrażenie, że weszłam w metafizyczny, senny świat Wyspiańskiego. Czuję, że jego duchy wciąż żyją i przypominają o swoim istnieniu lokatorom.

Coraz bliżej końca

Dom, który już nie istnieje w podkrakowskich Węgrzcach, kupił Wyspiański dzięki nagrodzie im. Barczewskiego, przyznanej mu przez Akademię Umiejętności za cykl "pejzaży z Kopcem". W posiadłości, do której wraz z rodziną przeprowadził się latem 1906, przeżył 15 miesięcy. Do Krakowa wrócił pod opieką doktora Maksymiliana Rutkowskiego, który zalecił przewiezienie Wyspiańskiego do prywatnej lecznicy przy ul. Siemiradzkiego 1. W narożnym pokoju (pojedyncza separatka) na pierwszym piętrze spędził ostatnie dwa tygodnie życia.

Trudno dziś ustalić dokładnie, w którym pokoju przeżył ostatnie godziny, gdyż budynek szpitala był przebudowywany. Z informacji posiadanych przez jego pracowników wynika, że prawdopodobnie w tym miejscu znajduje się obecny gabinet szefa kliniki, dr. Antoniego Marcinkiewicza. Jedno natomiast nie ulega wątpliwości - było to ostatnie miejsce na trasie krakowskiej wędrówki Stanisława Wyspiańskiego. Pośmiertną drogę odbył w metalowej trumnie ze szklanym wiekiem, odprowadzany przez tłumy ludzi do kościoła 00. Paulinów na Skałce. Według jednej z anegdot w dzień pogrzebu, który przemienił się w narodową manifestację, jeden z kelnerów kawiarni Noworolskiego w Sukiennicach ubolewał: - Gdybym wiedział, że to tak wybitny artysta... - Przez lata wyrzucał bowiem do kosza bibułkowe serwetki, które Wyspiański pokrywał rysunkami przesiadując nad małą czarną.

Na zdjęciu: Stanisław Wyspiański z żona Teofilą. _

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji