Warszawa. Kraków górą
Kraków górą! W generalnej punktacji artyści z grodu Kraka okazali się ciut lepsi od Warszawiaków. Wygrali 7:6. Tenisiści musieli walczyć nie tylko z przeciwnikiem i własnym zmęczeniem.
Zwycięski zespół z Krakowa wystąpił w składzie: Marcin Daniec, Alosza Awdiejew, Maurycy Polaski, Piotr Cyrwus, Jerzy Fedorowicz, Wojciech Skibiński, Bogusław Michalik, Robert Lubera, Piotr Szczerski, Krzysztof Stawowy.
Do walki o puchar Vistula & Wólczanka na kortach tenisowych klubu "Sporteum" stanęli zawodnicy z Warszawy: Jan Englert, Stan Borys, Tomasz Bednarek, Karol Strasburger, Piotr Skarga, Tomasz Gęsikowski, Tadeusz Borowski, Tomasz Pisarzewski, Tomasz Stockinger, Witold Żaboklicki.
Zanim jednak artyści krakowscy wznieśli puchar w górę w tryumfalnym geście, zanim zanucili na swoją cześć hejnał z Wieży Mariackiej i "We Are the Champions", musieli stoczyć zacięty bój tenisowy.
Dziesięć meczy singlowych i trzy deble. Zawodnicy nie odpuszczali sobie żadnej piłki.
Szala zwycięstwa przechylała się to na jedną, to na druga stronę. Przez dłuższy czas zdecydowanie prowadziła Warszawa. Inauguracyjny mecz Englert [na zdjęciu] - Daniec zakończył się porażką zawodnika z Krakowa. W końcowych partiach rozgrywek Kraków się zmobilizował.
Stockinger poniósł porażkę w starciu ze Szczerskim. W rozgrywkach deblowych dwukrotnie lepsi okazali się Krakowiacy. Fedorowicz i Michalik ograli Żaboklickiego i Pisarzewskiego.
Natomiast duet Skibiński - Szczerski okazał się lepszy od duetu Strasburger - Skarga. Recepty na sukces i diagnozy porażek były różne. Marcin Daniec przed spotkaniem zapoznał się z taktyką przeciwnika. Sposób na Englerta? Proste - prawa, lewa, lob, skrót.
Nie sprawdziło się. Jan Englert wyznał z kolei: "Mecze traktuję jak zabawę. Nie przeżywam tego tak emocjonalnie jak niektórzy koledzy. Może dlatego wygrywam".
Alosza Awdiejew, po przegranej ze Stanem Borysem, stwierdził: "W tenisie jak w życiu, jak się myśli, że się wygra, to się z reguły przegrywa". Źródłem zaskakujących sukcesów Jerzego Fedorowicza było z kolei to, że kiedy już przegrywał, wówczas robiło mu się wszystko jedno, rozluźniał się i w efekcie wygrywał.
Tenisiści musieli walczyć nie tylko z przeciwnikiem i własnym zmęczeniem. W pewnym momencie do gry włączyła się pogoda, a raczej niepogoda. Podobnie jak w Mickiewiczowskim Soplicowie, ulewny deszcz, grad i burza, ostudziły na pewien czas emocje i pokrzyżowały szyki. W rezultacie gra musiała przenieść się do hali, na korty kryte.
Dopóki pogoda na to pozwalała na terenie klubu tenisowego w Choszczówce, zarządzanego przez panią Ewę Stępniak, panował nastrój czerwcowego pikniku. Było wspólne oglądanie potyczek tenisowych, spacery i grillowanie. Już za rok kolejne spotkanie tenisowe, tym razem w Krakowie. Warszawiacy postawili sobie za punkt honoru, że wygrają z tym Smokiem Wawelskim, choćby nie wiem co.