Łucja i jej dzieci
Niewiele opowiedziano historii, które by tak dramatycznie rozprawiły się z koszmarem ludzkich wyborów. Autor "Łucji i jej dzieci", Marek Pruchniewski (także "Pielgrzymi"), napisał sztukę niebanalną, przerażającą, przejmująco smutną. Co ciekawe, rzecz działa się naprawdę, kilka lat temu głośno o niej było w mediach. Pisano, mówiono, komentowano fakt znalezienia na strychu zmumifikowanych zwłok niemowlaków.
Ale od początku. Oto prosta dziewczyna ze wsi, wychowana w domu dziecka, wychodzi za mąż za rozpieszczonego jedynaka. Niedopasowana trójka - mąż-żona-teściowa - zamieszkują razem. Gdy dziewczyna spodziewa się dziecka po raz pierwszy, świat ciągle jest normalny. Druga i trzecia ciąża budzą niepokój, teściowa, kobieta silna i apodyktyczna, zaczyna się buntować. Od czwartej ciąży dziewczyna nie ma wyboru, a jeśli ma, każdy jest zły. Matka ukochanego każe jej się bandażować, ukrywać swój stan, byle tylko sąsiedzi i bliscy nie dowiedzieli się o kolejnym dziecku... Gdy maleństwo przychodzi na świat, morduje je. Nie ma tu mowy o wyrzutach sumienia, trosce o dobro drugiego człowieka. Liczą się egoizm, zdanie okolicznej gawiedzi, wreszcie wygoda - bo co trzy gęby do wykarmienia, to nie cztery. Teściowa jak antyczna furia rości sobie prawo do decydowania o życiu i śmierci. A matka? Jest bezsilna. Pozostaje jej ucieczka z pozornego raju; domu, w którym na strychu unosi się zapach śmierci.
Spektakl reżyseruje debiutujący w Tearze TV Sławomir Fabicki. W roli głównej zobaczymy wyśmienitą Izę Kunę (na zdj.). Obok niej przejmująca Maria Chwalibóg, czyli spektaklowa teściowa-morderczyni. Świetni są także Janusz Nowicki, Jacek Braciak i Maria Ciunelis. Całość nie jest ukłonem w stronę modnego ostatnio teatru faktu. To raczej opowieść wzorowana na antycznej tragedii, w której wszystkie wybory zdają się tragiczne i złe. Zamiast wszechobecnego, mądrego chóru, z oddali dobiega płacz mordowanych dzieci.