Teatr Telewizji jest mi bliższy niż film
- W Polsce jest jakiś taki dziwny zwyczaj, który faktycznie obowiązuje, że po nagrodach następuje niezwykły przestój w pracy. I w efekcie zagrałam w tym roku tylko w jednym Teatrze Telewizji. Ale dzięki temu mogę dziś zasiadać w jury festiwalu - mówi DOROTA KOLAK, aktorka Teatru Wybrzeże w Gdańsku, jurorka VII Festiwalu Teatru Polskiego Radia i Teatru Telewizji Polskiej Dwa Teatry.
W zeszłym roku zdobyła Pani na sopockim festiwalu dwie nagrody aktorskie: za spektakl telewizyjny i słuchowisko radiowe. Chyba z przyjemnością wraca Pani na Dwa Teatry jako juror?
- No jasne! Świetnie wspominam zeszły rok na Dwóch Teatrach. Co nie zmienia faktu, że gdy odbierałam nagrody i gratulacje, to kilka osób, klepiąc mnie po plecach, powiedziało "Wiesz co? W tym roku to pewnie zagrasz niewiele". I to się sprawdziło. W Polsce jest jakiś taki dziwny zwyczaj, który faktycznie obowiązuje, że po nagrodach następuje niezwykły przestój w pracy. I w efekcie zagrałam w tym roku tylko w jednym Teatrze Telewizji. Ale dzięki temu mogę dziś zasiadać w jury festiwalu. Więc to się trochę wyrównuje.
Na co Pani będzie zwracać szczególną uwagę, oceniając filmy? Bo wydaje się, że jury jest dobrane "branżowo", w jego składzie znalazł się między innymi reżyser, kompozytor, dramaturg. Czy zatem skupi się Pani tylko na grze aktorskiej?
- Myślę sobie, że nie można się zamykać. Nie może być tak, że aktor ocenia aktora, muzyk muzyka i tak dalej. W końcu aktorzy nie robią teatru dla aktorów, a muzycy nie komponują dla kolegów po fachu. Przecież tworzymy dla wszystkich. Poza tym bardzo mnie ciekawi, jak się różni się moje zdanie o aktorstwie od zdania Julka Machulskiego, pana Edwarda Pałłasza czy pana Eustachego Rylskiego. Nie sądzę zatem, żebyśmy tak się podzielili pracą w jury, że każdy odpowiada tylko za swoją "działkę".
Czy praca nad spektaklami Teatru Telewizji bardziej przypomina grę na scenie czy w filmie?
- Nie ulega wątpliwości, że teatr Telewizji jest mi bliższy niż film. W filmie gram bardzo mało, a w Teatrze TV grywałam sporo. Najbliższa jest mi metoda pracy w teatrze, a praca nad spektaklami Teatru Telewizji ma jednak inny rytm, niż w przypadku kina. Lubię obydwie rzeczy, ale mam wrażenie, że aktor w Teatrze TV bardziej niż w filmie odpowiada za to, co ostatecznie oglądamy na ekranie. W kinie, podczas montażu, może wydarzyć się wszystko. A w teatrze od razu komponuje się całe sceny, nagrywając je często na tylko jedną kamerę. Mamy wtedy poczucie większej odpowiedzialności za to, co robimy.
Występuje też Pani w słuchowiskach radiowych. To chyba niezwykle specyficzna praca w porównaniu z teatrem?
- Przyznam się, że jedną z metod z radia udało mi się przenieść do teatru. Gdy siadam przed mikrofonem w studio, mam poczucie, że mówię do jednej osoby. Zdarza mi się czasem w teatrze, że mam publiczność, której nie mogę opanować, jest dla mnie trudna. Wtedy ta metoda przynosi zazwyczaj skutek. Wybieram sobie jednego widza z widowni i próbuję z nim się skomunikować. Takie "bycie ze sobą we dwoje" w radio jest uwodzące, jest w tym jakaś magia.
jest aktorką teatru Wybrzeże, i jurorem konkursu telewizyjnego festiwalu Dwa Teatry.
Na zdjęciu: Dorota Kolak w spektaklu Teatru TV "Padnij", reż. Maciej Pieprzyca.