Artykuły

Polskie życie po "Weselu"

Przedstawieniem "Albośmy to jacy, tacy..." Piotra Cieplaka warszawski Teatr Powszechny wraca do źródeł politycznego teatru.

Warszawski Teatr Powszechny wydawał się ostatnim miejscem, w którym można dzisiaj uprawiać sztukę polityczną. Zespół aktorski wyrzucił parę miesięcy temu dyrektora Remigiusza Brzyka, który chciał, żeby teatr wtrącał się w rzeczywistość jak za czasów jego twórcy Zygmunta Hübnera. Gwiazdy teatru tego nie chciały.

Reformy nie udało się spacyfikować do końca, o czym świadczy spektakl Piotra Cieplaka na motywach "Wesela" Stanisława Wyspiańskiego. To powrót nie tylko do tradycji teatru politycznego, ale i do języka kontrkulturowych grup z lat 70. - takich jak Teatr Ósmego Dnia czy Teatr 77.

Nie jest to teatr politycznej aluzji, mrugania do publiczności, jaki odradza się ostatnio w Warszawie. Cieplak tak jak twórcy alternatywni posługuje się konkretem, używa cytatów z rzeczywistości, bezpośredniej mowy gazet, które konfrontuje z wielką poezją i Biblią.

W pierwszej, współczesnej części spektaklu granej na dziedzińcu reżyser sampluje fragmenty z Wyspiańskiego, piosenki Marcina Świetlickiego i Księgę Koheleta. "Wesele" wpisuje w kontekst dzisiejszej debaty o Polsce, w której powracają wypierane widma przeszłości. Hetman Branicki przypomina PRL-owskiego aparatczyka: noszony przez pijane towarzystwo, świetnie się bawi, udając piekielne męki. Drugim widmem jest Żyd - jego rolę przejmuje aktor, który na oczach widowni starannie przylepia pejsy i brodę.

Między tymi dwoma największymi widmami polskiej pamięci XX wieku - komunizmu i Holocaustu - kłębi się współczesna Polska. To Polska raczej z "Wyzwolenia" niż z "Wesela", skłócona i podzielona bardziej niż w 1901 roku, roku prapremiery dramatu Wyspiańskiego. W powietrzu krzyżują się obelgi, ktoś podnosi rękę w faszystowskim geście Młodzieży Wszechpolskiej, ktoś inny wygłasza manifest o wolności słowa. Za chwilę aktorzy recytują pełne agresji wpisy z forów internetowych, które są tej wolności zaprzeczeniem. Pojawiają się odniesienia do ostatnich wydarzeń: artykuł Adama Michnika z "Gazety" postulujący otwarcie ubeckich archiwów (spuentowany fragmentem "Przesłania Pana Cogito" Zbigniewa Herberta - "oni wygrają/ pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę/a kornik napisze twój uładzony życiorys") i litania ginących gatunków roślin dedykowana obrońcom Rospudy. W tle Matka Boska karmi dziecko, a kiczowaty Jezus z krwawiącym sercem i koroną cierniową z lampek choinkowych upada u stóp publiczności.

Całkowicie inna jest druga, historyczna część przedstawienia, grana na dużej scenie. W tradycyjnych dekoracjach przedstawiających bronowicką izbę przebrani w kostiumy z epoki aktorzy mówią dialogi z III aktu. Siedzą bez ruchu, jakby tkwili tu od lat, kwestie powtarzają beznamiętnym, zmęczonym głosem. W finale zamiast chocholej muzyki z głośników słychać suche informacje o dalszych losach prawdziwych gości wesela Jadwigi Mikołajczykówny i Lucjana Rydla - pierwowzorów postaci z "Wesela".

Ta historyczna puenta jest bardziej wymowna niż somnabuliczny taniec bohaterów, którym zakończył "Wesele" Wyspiański. Biografie bronowickich gości, które opracował historyk Rafał Węgrzyniak, pokazują, że w gruncie rzeczy byli to ludzie czynu. Dziennikarz - Rudolf Starzewski współtworzył Legiony, Gospodarz - Włodzimierz Tetmajer kierował rozbrajaniem austriackich wojsk w Krakowie w 1918 roku, Haneczka - Anna Rydlówna była sanitariuszką AK, z AK współpracowała także Zosia - Zofia Pareńska. Ich losy wpisują się w tragedię XX wieku: Rachel (Józefa Singerówna Perel) ukrywała się w okupowanej Warszawie pod fałszywym nazwiskiem, szantażowana przez szmalcownika musiała uciekać. Poeta - Kazimierz Tetmajer - został znaleziony w agonii na warszawskiej ulicy w 1940 roku. Gospodyni - Anna Tetmajer - z całą rodziną została wywieziona do łagru. Trudno to nazwać chocholim tańcem.

Ale najważniejszym sensem spektaklu jest pokazanie, że mit "Wesela" połączył ludzi o skrajnie różnych poglądach i biografiach. Byli wśród nich socjaliści i konserwatyści, zwolennicy endecji i ludowcy. Jedni po wojnie poparli komunizm, jak Jakub Mikołajczyk (Kuba), który wstąpił do PZPR, inni go nienawidzili, jak Rachel. U Cieplaka siedzą w bronowickiej izbie wszyscy razem, nasłuchując odgłosów nadchodzącego XX wieku.

Ten obraz jest wielkim protestem wobec dzisiejszych prób podzielenia społeczeństwa, wykluczenia całych grup ze względu na poglądy czy przeszłość. Jest podszyty wiarą, może naiwną, ale żarliwą, w sens społecznej wspólnoty, z której nikt nie jest wykluczony.

Przedstawienie Cieplaka ma wszystkie wady i zalety kontrkulturowego teatru, do którego nawiązuje: miejscami jest chaotyczne, nieczytelne, posługuje się przerysowaniem i gorączkową narracją. Nie można mu odmówić jednego - fantastycznego zaangażowania aktorów i autentycznego przejęcia Polską. Na tle powszednich produkcji Teatru Powszechnego jest to fenomen.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji