Na pamiętniki mam jeszcze czas
- Opiekunem mojego roku był Andrzej Łapicki, który nam powtarzał, że przed lustrem w łazience każdy z nas jest genialny. Ale rola zaczyna funkcjonować dopiero w zderzeniu z widzem i z własnym partnerem na scenie - mówi ARTUR ŻMIJEWSKI, aktor Teatru Narodowego w Warszawie.
Rozmowa z ARTUREM ŻMIJEWSKIM, aktorem, którego możemy oglądać m.in. w serialach "Na dobre i na złe" i "Odwróceni".
RYSZARDA WOJCIECHOWSKA: Gra pan w filmie i teatrze, ale ludzie i tak najczęściej pewnie pytają o seriale.
ARTUR ŻMIJEWSKI: Na swój sposób już się do tego przyzwyczaiłem. I nie widzę w tym nic dziwnego. Bo telewizja ma największą siłę rażenia. Przecież serial ogląda się co tydzień. A "Na dobre i na złe" trwa już od paru ładnych lat.
RW: Lubi pan tę swoją rolę doktora?
AŻ: Trudno, żebym nie był z moim doktorem związany, skoro jesteśmy razem już ósmy sezon. W tym czasie w moim życiu tyle rzeczy się zmieniło. A serial trwa. Jest po prostu mój.
RW: Pewnie mógłby pan już zrobić doktorat z medycyny po tylu latach grania.
AŻ: Myli się pani. Może w tym czasie skończyłbym studia medyczne. I pewnie gdybym studiował, to wiedziałbym troszkę więcej na ten temat. Ale te osiem sezonów w serialu nauczyło mnie jednej rzeczy - że medycyna jest taką sztuką, której się trzeba uczyć przez całe życie. A i tak wszystkiego się człowiek nie nauczy.
RW: Czyli to zawód gorszy niż aktorstwo?
AŻ: Na pewno o wiele bardziej skomplikowany.
RW: Kiedy mówię Artur Żmijewski, to myślę od razu o "Psach". Dobrze pan wspomina ten film?
AŻ: Mogę powiedzieć, że już tylko wspominam. Bo od tamtej pory minęło sporo czasu. Ale "Psy" bardzo dużo w moim życiu zmieniły. Wcześniej przed tym filmem grywałem głównie bohaterów romantycznych. I mogłem zostać w tej szufladzie zamknięty.
RW: Na wieki wieków amant...
AŻ: No tak. Ale Władek Pasikowski postanowił zaryzykować i obsadzić takiego człowieka jak ja w roli całkowicie odmiennej. Dzięki temu pokazałem się z innej strony. I dlatego ten film jest mi tak bliski.
RW: Czy jest taka rola w pana życiu, której się pan troszkę wstydzi?
AŻ: Niczego nie żałuję.
RW: Mówi pan jak Edith Piaf...
AŻ: Nie porównywałbym się z nią i nie tylko ze względu na płeć. Ja naprawdę niczego nie żałuję. Bo nawet te rzeczy, które były nieudane, czegoś mnie w życiu nauczyły. I dzięki temu nie pozwalałem sobie potem na popełnianie błędów. Wolałbym jednak porażek nie analizować. Czas pisania pamiętników jeszcze grubo przede mną. Może kiedyś, kiedy będę się szykować do emerytury, pomyślę o tym głębiej?
RW: Co jest takiego magicznego w tym zawodzie dla pana? Jeśli on ma jeszcze dla pana jakąś magię?
AŻ: Gdyby ten zawód stracił dla mnie magię, to bym go już nie wykonywał. Tak sobie myślę. Najfajniejsze w nim jest to, że można przeżywać nieustanną przygodę. Że człowiek ma szansę być kimś innym. Można się w jakąś rolę wcielać, a potem wracać do siebie. Nie ma nudy, po prostu.
RW: Miewa pan taką swoją jaskinię, w której się chowa przed ludźmi?
AŻ: A kto nie miewa?
RW: Szczęśliwa rodzina jest tą jaskinią? Oparciem?
AŻ: Trudno powiedzieć o wieloosobowej rodzinie takiej jak moja, że jest jaskinią spokoju. Ale to odskocznia od tego, co się dzieje wokół zawodu. Rodzaj wentyla psychicznego. W mojej rodzinie trudno jednak znaleźć chwilę na samotność.
RW: Zwłaszcza jeśli jeszcze rzadko bywa się w domu.
AŻ: Jestem zapracowany, to prawda. Ale od wielu lat pracuję tylko w okolicach Warszawy - więc każdej nocy śpię u siebie.
RW: Aktorstwo to zawód zależny czy niezależny?
AŻ: Jeżeli zależny, to tylko od drugiego człowieka. Aktorem nie jest się w próżni. Tę naukę wyniosłem ze szkoły aktorskiej. Opiekunem mojego roku był Andrzej Łapicki, który nam powtarzał, że przed lustrem w łazience każdy z nas jest genialny. Ale rola zaczyna funkcjonować dopiero w zderzeniu z widzem i z własnym partnerem na scenie. Aktorstwo zaś jest niezależnym zawodem o tyle, że możemy sobie wybierać te bardziej nas interesujące role.
RW: Nie zdarzyło się panu przyjść z planu filmowego albo z teatru i być w domu jeszcze bohaterem, którego pan przed chwilą grał?
AŻ: Swojego bohatera staram się zawsze zostawiać w okolicach wycieraczki. Żeby nie psuć tego, co jest w domu.
RW: Przekroczył pan czterdziestkę. Dla niektórych mężczyzn to trudny moment.
AŻ: Ja nie czuję żadnej magii w tej granicy ani trudności. Jedyne, co mnie wtedy spotkało, to pierwsze w życiu kanałowe leczenie zęba. I tylko tyle się zmieniło.
RW: Wygląd nie spędza panu snu z powiek? To, że człowiek siwieje, przybywa mu zmarszczek, pojawia się brzuszek.
AŻ: Każdego z nas to czeka. A ja jestem oswojony ze swoim wyglądem. I nie walczę z nim.
RW: A lęki, obawy?
AŻ: Z natury nie jestem człowiekiem strachliwym.
RW: Ma pan przyjaciół wśród policjantów? Bo gra pan nie tylko komisarza Kruka, ale też i Sikorę, w dwóch różnych serialach ("Fałszerze - powrót Sfory" i "Odwróceni" - red.).
AŻ: Nie zaprzyjaźniałem się jakoś szczególnie z policjantami. No, może tylko z tymi, których spotykałem na planie. To są naprawdę fajni ludzie.
RW: A ci na drodze traktują pana jak swojego?
AŻ: Odpowiem tak - zdarza mi się zapłacić mandat.