Artykuły

Śmieszności współczesności

Sztuk na temat najnowszej polskiej historii powstaje nie­wiele. "Siedem dni, ale nie ty­dzień" Pawła Mossakowskiego to próba, chyba udana, pokaza­nia śmieszności i zagubienia Po­laków w przeżywającym meta­morfozę kraju. Akcja sztuki usy­tuowana została w mieszkaniu trzypokoleniowej rodziny. Pod jednym dachem mieszkają: Dziadek (Zdzisław Kuźniar), tęskniący za dawnym reżimem komunista, jego córka Róża (Elżbieta Golińska), mknąca do Europy świeżo upieczona dzien­nikarka, jej mąż Henryk (Krzy­sztof Kuliński), sfrustrowany kombatant walk opozycji z ko­muną, i najmłodszy bohater - Wicuś (Rafał Kowal), syn Henry­ka i Róży, utalentowany kombi­nator. Jak łatwo się domyślić, jest to dom, w którym kłębi się od zaskakujących wydarzeń i silnych emocji.

Aby stworzyć atmosferę tymczasowości, autorzy wrocławskiego spektaklu umieścili w głębi sceny rusztowania. Na ekranach zawieszonych tu tele­wizorów pojawiają się migawki z ulicy i przedstawienia - jesteśmy w świecie zanurzonym w rzeczywistości. Akcja sztuki toczy się w trzech miejscach, wokół "pokoleniowych" stoli­ków. Fabuła rozwija się błyska­wicznie.

Siłą przedstawienia jest do­wcip i dobra konstrukcja dra­matu, a także trzy główne role męskie. Najlepiej chyba wypad­li Kuźniar i Kuliński, którzy poddając się tekstowi, tworzą karykatury bez przerysowań.

Jedyna pretensja, jaką mam do reżysera, dotyczy końcowej sceny - "telewizyjnej", podczas której prezenter wygłasza natrętny komentarz do sztuki. Najpierw objaśnia, o czym było przedstawienie, a potem, co gor­sza, pomaga publiczności doko­nać wartościowań - wymienia jednym tchem "Siedem dni..." i "Tango" Mrożka. Tej sceny oczywiście nie ma w tekście Mossakowskiego. Reżyser wpro­wadził ją zupełnie niepotrzeb­nie.

Sztuka nie ma pretensji do wielkości, jest to kawałek do­brej roboty. Ktoś odważył się i sportretował współczesność, na którą składają się trzy epoki - ta, która minęła, i którą nadal jesz­cze żyje wielu Polaków, ta, która właśnie trwa i jest wielkim zamętem, i także ta, która dopie­ro nadejdzie. Jeśli kiedyś okaże się, że ten tekst to coś więcej, to świetnie. Na razie jednak baw­my się i śmiejmy się z siebie, bo tyle akurat autor (recenzent fil­mowy "Gazety Wyborczej") na pewno nam zafundował.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji