Artykuły

Opera nie jest sztuką zramolałą

- We Wrocławiu wytworzył się wspaniały klimat intelektualny, który pozwalał na proponowanie czegoś nowego, niespotykanego gdzie indziej. Dlatego nasza propozycja superprodukcji operowych trafiła tu na właściwy grunt. Jestem przekonana, że w innych warunkach, w innym miejscu, byłoby to dużo trudniejsze - mówi EWA MICHNIK, dyrektor Opery Wrocławskiej.

Nie minęły jeszcze echa sukcesu wielkich przedstawień Wagnerowskich, a już możemy szykować się na kolejną dużą realizację. W październiku zapowiada pani premierę "Borysa Godunowa", również w Hali Ludowej. Po wielu latach remontu Opera Wrocławska wróciła na swoje właściwe miejsce, ale z Hali Ludowej o kilkutysięcznej widowni państwo nie rezygnują, staje się ona jakby drugą sceną?

- Moim celem dyrygenta, jak też dyrektora teatru muzycznego, było od początku przybliżenie trudnej, ale przecież wspaniałej sztuki operowej szerszej publiczności. Polacy nie są, niestety, w przeciwieństwie do innych europejskich społeczeństw, już od młodości właściwie przygotowywani do odbioru muzyki. Szwankuje edukacja muzyczna w szkołach, brakuje odpowiedniej tradycji i nawyków w polskich rodzinach. Dlatego zastanawiając się, w jaki sposób przekonać polskich widzów do przychodzenia na spektakle operowe, doszłam do wniosku, że jest nim zaoferowanie atrakcyjnie zrealizowanych, stojących na najwyższym poziomie artystycznym i opatrzonych jakimś marketingowym "haczykiem" spektakli. Takim magnesem, oprócz np. udziału w spektaklu światowej stawy solisty lub głośnego reżysera, może też być niezwykła inscenizacja, atrakcyjna dla współczesnego, wychowanego na telewizji odbiorcy. Stąd też zrodził się pomysł wielkich produkcji operowych w Hali Ludowej czy też w plenerze, które rozpoczęliśmy we Wrocławiu w 1997 roku. Okazały się one strzałem w dziesiątkę. Każdorazowo nasze spektakle ogląda wielotysięczna widownia. Czujemy wręcz na sobie presję publiczności, aby to dzieło kontynuować. Gdy kilka lat temu z powodów finansowych (nagłe wycofanie się głównego sponsora) zagrożony okazał się jeden z premierowych spektakli w Hali Ludowej, otrzymaliśmy tyle listów i telefonów od zaniepokojonych wrocławian i melomanów, że musieliśmy zrobić wszystko, co możliwe, aby jednak doprowadzić do tej premiery.

Prezentacja Wagnerowskiego cyklu była rozciągnięta w czasie, kolejne odsłony dramatu wystawiono w odstępach półrocznych. Z całą pewnością "Pierścień" Ewy Michnik odniósł ogromny sukces frekwencyjny. Czy spodziewała się pani, że znaczącą część ogromnej widowni zajmie wrocławska młodzież?

- Liczny udział młodych widzów w naszych produkcjach operowych jest dla nas wielką radością, napawa mnie też optymizmem na przyszłość. Dowodzi bowiem, że zupełnie nieprawdziwe były łosy mówiące o braku wśród współczesnej młodej polskiej widowni zapotrzebowania na "przebrzmiałą" czy też "zramolałą" sztukę operową. Jak się okazało, również polska młodzież chętnie ogląda spektakle operowe, jeśli są zrealizowane w ciekawej, odpowiadającej oczekiwaniom młodego widza formie. Ważne jest też, by były one czytelne dla współczesnego, młodego widza, tzn. by wydobywały te wątki

i problemy, które są ponadczasowe i uniwersalne, ważne dla nas, ludzi żyjących w XXI wieku. Czy się spodziewałam takiej reakcji wrocławskiej młodzieży? Miałam taką nadzieję, ale oczywiście nie było pewności.

Wielkie realizacje gromadzą wprawdzie ogromną widownię, ale zanim to się okaże, realizatorzy podejmują ogromne ryzyko, jak i ogromny wysiłek również w wymiarze finansowym. Jak to państwo robią, że tak wiele tak trudnych i kosztownych przedsięwzięć Opera Wrocławska realizuje od tylu lat, gdy zewsząd słychać lamenty o braku funduszy na ambitne przedsięwzięcia w sferze kultury?

- Każde ambitne działanie, również w sferze sztuki, niesie za sobą pewne ryzyko. Ale bez takich wyzwań nie moglibyśmy się przecież posuwać do przodu. Ryzyko finansowej wpadki jest zawsze możliwe, ale staramy się je za każdym razem ograniczyć do minimum. Planując nasze przedsięwzięcia nie możemy na przykład przewidzieć, jakim budżetem będziemy dysponować za 3-4 lata. A przecież z takim wyprzedzeniem musimy podejmować rozmowy z realizatorami czy też solistami, zarówno polskimi, jak też zagranicznymi. Dlatego za każdym razem staramy się to ryzyko ograniczyć do minimum, próbując do swoich zamierzeń pozyskać jak najwięcej zwolenników. Najważniejsza jest przychylność wrocławskich władz samorządowych. Zarówno marszałek województwa dolnośląskiego, jak też prezydent Wrocławia wspierają nas w realizacji tych projektów, gdyż dostrzegają, jakie znaczenie dla budowania pozytywnego wizerunku miasta i regionu mają przedsięwzięcia artystyczne, ściągające do nas wielotysięczną rzeszę turystów z całej Polski i z zagranicy. Również wsparcie ze strony Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego jest niezwykle istotne. Jest ono wyraźnie przez nas odczuwalne zwłaszcza od momentu podjęcia decyzji o współfinansowaniu Opery Wrocławskiej przez ministerstwo. Daje to nam poczucie większej stabilizacji finansowej, a przez to stwarza naszemu teatrowi większe możliwości artystyczne. Zarówno jakość, jat też liczba premier i wydarzeń zrealizowanych w ostatnim roku jest tego dobitnym dowodem. Oczywiście nie może obyć się bez dofinansowania przez firmy i prywatnych sponsorów, choć ich udział wciąż nie jest tak znaczący, jak tego chcielibyśmy. Mam ogromną nadzieję, że podobnie jak to ma miejsce w innych krajach, prywatny biznes włączy się aktywniej w finansowanie dużych, ambitnych projektów artystycznych.

Czy we Wrocławiu było coś szczególnego, że po opuszczeniu Krakowa właśnie tu podjęła się pani tych wielkich przedsięwzięć, wiedząc przecież, że przyjdzie pokonywać ogromne i często nieprzewidziane przeszkody?

- Gdy po raz pierwszy przyjechałam do Wrocławia, od razu zafascynowałam się tym miastem. Nie tylko pięknem jego architektury, ale przede wszystkim widoczną na każdym kroku różnorodnością tradycji kulturalnych tego miejsca, otwartością jego mieszkańców na nowe pomysły i idee. Przez to, że Wrocław leżał zawsze na styku kultury polskiej, niemieckiej, czeskiej czy też żydowskiej, a po wojnie przyjechały tu rzesze polskich repatriantów zarówno ze Wschodu, jak też np. z Francji, wytworzył się wspaniały klimat intelektualny, który pozwalał na proponowanie czegoś nowego, niespotykanego gdzie indziej. Ten klimat istniał też dzięki podejściu wrocławskich władz, które od lat wspierały różnorodne, nowatorskie przedsięwzięcia artystyczne. Wystarczy tylko wspomnieć o Teatrze Laboratorium Jerzego Grotowskiego, Teatrze Pantomimy Henryka Tomaszewskiego, Festiwalu Teatru Otwartego czy aktywnym życiu muzycznym i plastycznym. A te nowe inicjatywy spotykały się zawsze z ogromnie życzliwą reakcją wrocławskiej publiczności. Dlatego nasza propozycja superprodukcji operowych trafiła tu na właściwy grunt. Ten sukces zawdzięczamy w dużej mierze właśnie wrocławskiej publiczności. Jestem przekonana, że w innych warunkach, w innym miejscu, byłoby to dużo trudniejsze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji