Artykuły

W pogoni za sobą

"Teremin" w reż. Artura Tyszkiewicza w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Pisze Agnieszka Michalak w Dzienniku - Kultura.

"Teremin" Petra Zelenki to smutna i śmieszna opowieść o szaleństwie świata, które pochłania bohatera. A spektakl warszawskiego Teatru Współczesnego jest bardzo dobry.

Zelenka bierze pod lupę biografię rosyjskiego wynalazcy - Lwa Sergiejewicza Teremina (1896-1993). Choć to historia autentyczna, przygląda się powolnemu upadkowi człowieka, który od początku do końca został wymyślony przez kogoś innego. Może przez historię i Lenina, któremu służył? To Leninowi wynalazca pokazał skonstruowany przez siebie pierwszy w świecie elektroniczny system ochrony. Urządzenie okazało się bezdotykowym instrumentem muzycznym. To Lenin wysłał Teremina na Zachód.

Tam miał być szpiegiem. I był. Szpiegiem doskonałym, pozbawionym prywatnego życia. Wybrano mu nawet żonę. Niby istniał. Niby.

Reżyser Artur Tyszkiewicz wiernie czyta tekst i z perfekcyjną wyrazistością buduje postaci dramatu. Teremina poznajemy w amerykańskiej restauracji, w której ściany obite są ciężkim, pomarszczonym, krwistoczerwonym aksamitem. Niby Ameryka, a jednak do złudzenia przypomina Rosję Sowiecką. Lekko zgarbiony Teremin Leona Charewicza w garniturze i muszce, zbyt nerwowy i roztrzepany tu nie pasuje Zupełnie inny jest menedżer profesora - Niemiec Goldberg (świetny Krzysztof Kowalewski). W Ameryce czuje się jak ryba w wodzie. Obaj przyjechali do "krainy marzeń", by rozpowszechnić tereminvox. W instrumencie wielkie nadzieje pokłada również kompozytor Schilłinger (ironiczny Janusz Michałowski). Do trójki dołącza jeszcze ciągle podchmielony detektyw Hoffman Sławomira Orzechowskiego - pseudonim Babę (brawa za kreację). U Zelenki nie ma podziału na akty. Tyszkiewicz je wprowadza. Zamyka tym samym swojego bohatera w trzech etapach. W pierwszym (ten niestety lekko kuleje) Teremin próbuje zarazić amerykańskich przyjaciół swoimi technicznymi pomysłami. Drugi nabiera tempa i jest zdecydowanie najlepszy. Bohater krok po kroku zamyka się we własnej iluzji. Trzeci akt to jego spowiedź. Przez całe życie próbował dogonić siebie, ale rzeczywistość oraz ambicje go przerosły. Tyszkiewicz tworzy w Teatrze Współczesnym świat utkany z marzeń i złudzeń. Wszystko tu jest na niby, wszystko się miesza. Humor ze smutkiem. Rzeczywistość z iluzją. Człowiek z demonami historii. Lekkość i naturalność dialogów z ciężarem polityki. Widzimy karykaturę człowieka, który żyje jakby w klatce Ale nie potrafi, a z czasem już nie chce się z niej wydostać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji