Artykuły

Opery wg Mickiewicza

"Konrad Wallenrod" i "Litwini" - wykonanie koncertowe w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej. Pisze Jacek Hawryluk w Gazecie Wyborczej.

Dwa dzieła zainspirowane Konradem Wallenrodem Adama Mickiewicza "Konrad Wallenrod" Władysława Żeleńskiego oraz "Litwini" Amilcare Ponchiellego. Oba całkowicie zapomniane, bardzo rzadko przypominane. Pomysł zagrania w wersji koncertowej fragmentów oper wydawał się kuszący. Zestawienie dzieła Polaka uznawanego za najwybitniejszego naszego kompozytora operowego po Moniuszce oraz Włocha, który zyskał sławę dzięki "Giocondzie" miało ręce i nogi. To samo źródło literackie - dwa odmienne style pisania. "Konrada Wallenroda" pokazano po raz pierwszy we Lwowie w 1885 roku, "Litwinów" w 1874 roku w mediolańskiej La Scali. Teatr Wielki Opera Narodowa, idąc tropem przypominana wątków polskich w operze przedstawiła fragmenty I i II aktu Żeleńskiego oraz III aktu Ponchiellego. Historia ułożyła się więc w jedną całość, jednak tylko na papierze...

"Konrad Wallenrod" to dzieło bardzo słabe, źle napisane na głosy, przewidywalne, nudne. Żeleński, choć w instrumentacji nie brakowało mu polotu, zupełnie nie czuł dramaturgii gatunku. Jego opera jest kompozycją statyczną, mało wdzięczną dla wykonawców, pozbawioną błysku w partiach solistów, za to z pompatycznymi chórami. Zupełnie inaczej u Ponchiellego. W "Litwinach" czuć rasowego Włocha, rękę która potrafiła tworzyć eleganckie arie, świetnie skonstruowane duety, pokazywała cały aparat wykonawczy. I nawet jeśli dużo w tym przesady, można się domyślać, dlaczego krytyka porównywała "Litwinów" do "Aidy" Verdiego.

W rezultacie piątkowy koncert w TWON rozpadł się na dwie części - zupełnie do siebie nieprzystające, odrębne, których w żaden sposób, nawet wspólni soliści, zjednoczyć nie mogli. Trudno by w takim dziele jak "Konrad Wallenrod" nawet najlepszy dyrygent i świetna orkiestra mieli coś do powiedzenia. Tomasz Bugaj, choć wprawnie prowadził, nic zrobić nie mógł. Senna atmosfera zmieniła się w części włoskiej, gdzie można było zachwycać się kantylenami, śpiewaniem, wreszcie operą. Najlepsze wrażenie zrobili soliści, którzy pojawili się w obu odsłonach - Ewa Biegas (Aldona) oraz Jarosław Bręk (Halban). Irytowali natomiast zmanierowani tenorzy - Dariusz Pietrzykowski (Konrad z Żeleńskiego) oraz Audrius Rubežius (Konrad z "Litwinów").

Trudno nie odnieść wrażenia, że polityka programowa TWON jest przypadkowa. Pospiesznie przygotowany program tego sezonu zdominowany przez wznowienia, niebezpiecznie zmierza ku prowincjonalności. Brak w nim nawet czytelnego pomysłu na prezentację dzieł narodowych, pod którymi sztandarami obejmowano rządy przy pl. Teatralnym. Brak wyczucia materii, wartościowania, wskazania co na wykonanie zasługuje, a co nie. Niewykluczone, że takie dzieła jak "Konrad Wallenrod" czy "Litwini" - w inscenizacji, któregoś z wizjonerów teatru i opery - mogłyby stać się pozycjami co najmniej interesującymi, przynajmniej z poznawczego punktu widzenia. O tym jednak się nie dowiemy, bowiem takich eksperymentów obecna dyrekcja unika (zamknięcie cyklu "Terytoria", granie opery według "Czarodziejskiego fletu" zamiast inscenizacji Achima Freyera itd.). Pozostają więc nieudane próby koncertowe, które nie mówią całej prawdy ani o dziele, ani o kompozytorach, ani o wykonawcach, ani o polityce repertuarowej naszej pierwszej sceny operowej. No właśnie, czy wciąż jeszcze pierwszej?

Władysław Żeleński "Konrad Wallenrod" (frag. I i II aktu), Amilcare Ponchielli "Litwini" (frag. III aktu), soliści, Chór i Orkiestra TWON, dyr. Tomasz Bugaj, Teatr Wielki Opera Narodowa 11.05.2007 (wykonanie koncertowe).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji