Szafa Marty Klubowicz
Marta Klubowicz - aktorka teatralna i telewizyjna, autorka scenariuszy, dziennikarka. Mieszka w Warszawie, a z Koszalinem związała się współpracując z Bałtyckim Teatrem Dramatycznym - wystawiła tu swój własny monodram Kiedy rana..., a także wcieliła się w rolę Goplany w Balladynie, Mefistofelesa w Fauście [na zdjęciu] i Racheli w Weselu.
Według Marty Klubowicz moda to propaganda. Dlatego nie zwraca specjalnej uwagi na to, żeby mieć najmodniejsze ciuchy. Nie odcina się zupełnie od trendów panujących w modzie, bo własny styl uzupełnia tym, co jest na topie. Ubrania do jej szafy trafiają zazwyczaj przez przypadek. Nie lubi chodzić po zakupy z założeniem, że potrzebuje konkretnej rzeczy. Zazwyczaj odwiedza sklepy w mieście, w którym jest tylko przejazdem. Kiedy ma wrażenie, że przypadkowo zobaczony na wystawie ciuch musi mieć, to go kupuje. Ta intuicja jej nie zawodzi i są to najlepsze zakupy. Bywa i tak, że o jej garderobie decyduje pogoda - jak jest jej za zimno, to wchodzi do sklepu i kupuje coś ciepłego.
Ma jednak dwie sprawdzone firmy odzieżowe. Markowym produktom Tuzzi i Bianca ufa bezgranicznie, bo są eleganckie, ponadczasowe i nie do zdarcia.
Jak każda kobieta, także i Marta zmienną jest. - Mam takie okresy w życiu, kiedy noszę ubrania tylko w jednym kolorze - wyjawia. - Miałam już okres granatowy. Jak otwierałam walizkę, to były w niej ciuchy wyłącznie w tym kolorze. W tej chwili nie kupuję już
niczego granatowego, lubię ubrania czarne, czerwone albo białe.
Sama nie wie, skąd jej fascynacja tymi wyraźnymi, mocnymi kolorami. - Widocznie potrzebuję jakiejś farby - mówi. Natomiast za nic nie założy niczego brązowego, żółtego czy trawiastej zieleni. Takie ciuchy po prostu do niej nie pasują.
Był też czas w życiu Marty, kiedy chodziła wyłącznie w kostiumach albo w ulubionym blezerze. Te ubrania trafiły już jednak na dno jej szafy, a triumfy w garderobie aktorki święcą obecnie wygodne bojówki. - Jak już w coś wejdę, to później trudno mi z tego wyjść. Właściwie chodzę w trzech ciuchach na krzyż - mówi aktorka.
To bardzo praktyczne w jej zawodzie. Dzięki temu walizka, z którą podróżuje nie jest za duża.
Z biżuterii nosi tylko kilka pierścionków i łańcuszek - wszystko naładowane dobrą energią. - Nie marzę o pięknej kolii czy naszyjniku z pereł. Nie oglądam wystaw sklepów jubilerskich. Chciałabym natomiast mieć długie, czarne futro z norek. Jednak rzeczy jako takie nie są przedmiotem jej marzeń. Nie potrafi zbyt długo cieszyć się z posiadania nowych ubrań. Nie lubi też przebierać się, przymierzać ciuchów i paradować np. w nowo kupionej sukience przed lustrem. Prosto z sklepu wrzuca ubrania do szafy i zakłada je dopiero po jakimś czasie. Żartuje, że chciałaby być facetem - zakładałaby wtedy spodnie, jakąś koszulę i nie zwracała w ogóle uwagi na modę.