Artykuły

Okiem Jerzego Stuhra

Zawsze lubiłem być poza wszelkimi kręgami. Wolałem chodzić bokiem. Najcudowniejsza dla mnie sytuacja to być poza grupą. Nieustannie się tylko dziwię, że musiałem przeżyć pół życia, żeby się o tym dowiedzieć! I zawał trzeba było mieć, i sercową chorobę, bo bym inaczej tego nie wiedział! - mówi Jerzy Stuhr w Gazecie Krakowskiej.

Teatr, jak życie, jest grą zespołową. To samo film. Czy Pan uważa, że zawsze jest dobrze mieć jakiś zespół za sobą, jakiś krąg ludzi myślących tak samo, choćby o sztuce?

- Ze mną jest inaczej: zawsze najbardziej lubiłem być "sam". I najlepiej się czułem, gdy sam za siebie mogłem być odpowiedzialny. Z tego powodu nie brakuje mi też "grupowych wspólnot w myśleniu o sztuce". Zawsze lubiłem być poza wszelkimi kręgami. Wolałem chodzić bokiem. Najcudowniejsza dla mnie sytuacja to być poza grupą. Nieustannie się tylko dziwię, że musiałem przeżyć pół życia, żeby się o tym dowiedzieć! I zawał trzeba było mieć, i sercową chorobę, bo bym inaczej tego nie wiedział! Mnie to wówczas powiedział psycholog w szpitalu! Sformułował to tak: pan to nie może w grupie pracować! Ma pan poczucie obowiązku i zawsze będzie pan chciał wykonać obowiązki tej grupy, ale będą one bardzo dużo pana kosztować. Będą panu ciążyć! Stąd ten zawał! I to była prawda - zacząłem sobie to uświadamiać, cofając się w moją przeszłość! Pamiętam ten mój straszny konflikt z instytucją Starego Teatru! Nawet więcej niż z instytucją, ze świątynią! Z pewnym kodeksem moralnym tego teatru, w myśl którego trzeba świadomie kontemplować swoją obecność "w świątyni" - i to wystarczy. A ja tu wciąż ustawiałem się "bokiem": niby grałem przecież w Starym Teatrze, a jak tylko mnie zapraszano, już wyjeżdżałem do Włoch i to też tylko po to, by grać! Pamiętam reakcje moich kolegów: po co grasz w obcym języku? Przecież tu jest "narodowa świątynia", tu jest trybuna, z której można przemawiać, gdzie tam pętać się gdzie indziej, wyjeżdżać, grać, a więc "chałturzyć"... Wtedy tylko podświadomie czułem, że muszę się "wyzwolić". Wiedziałem, że dopiero jak będę swoim "żeglarzem i okrętem", to mogę harować i trzy razy tyle, ale w przekonaniu, że wszystko zależy ode mnie!

Więc ja, jak to ja, sam sobie szedłem, małymi kroczkami, w kierunku mojej własnej, zawodowej wolności. Nie powiem, że byłem niczym "ptak wolności", nie. Ale szedłem w kierunku wolności... To już natura taka, dobrze więc, że kiedyś, przed laty, zawał pomógł mi to uświadomić. Stąd tak mocno teraz tej mojej "samotności w sztuce" bronię! A teatr i film, choć to gry zespołowe - to mi w mojej wolności nie przeszkadzają!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji