Artykuły

Pożytki z konkursu. Rozmowa z Władysławem Zawistowskim

"Farsa z ograniczoną odpowiedzialnością" - tak brzmi tytuł sztuki gdańszczanina Włady­sława {#au#1205}Zawistowskiego{/#}, poety, tłumacza, prozaika i dramaturga. Jej premiera odbędzie się za parę tygodni na sopockiej Scenie Kameralnej Teatru Wybrzeże.

- Będzie to zapewne insce­nizacja prapremierowa ?

- To niewykluczone, cho­ciaż niepewne. Sztukę napisa­łem na ogólnopolski konkurs na dramat współczesny, ogło­szony przez telewizję i oddział Stowarzyszenia Pisarzy Pol­skich w Katowicach oraz teatr TV w Warszawie. Uzyskała ona jedną z trzech równorzęd­nych nagród głównych, obok utrzymanego w konwencji science fiction "Mniejszego dobra" Henryka {#au#231}Bardijewskie­go{/#} i poważnego obyczajowego utworu o bezrobotnym -"Hi­storii noża" Marka {#au#946}Pruchniew­skiego{/#}. Część jurorów, do­strzegając sceniczne walory mojej sztuki, uznała ją za wartą wystawienia w teatrze jeszcze przed realizacją telewizyjną za­gwarantowaną w konkurso­wym regulaminie. Tadeusz Nyczek z Teatru im. Słowac­kiego w Krakowie uzyskał od TVP zgodę na wcześniejszą premierę teatralną. Dałem kra­kowskiemu teatrowi prawo do prapremiery, a ten zobowiązał się szybko do niej doprowa­dzić. "Farsą..." zainteresował się też Krzysztof Babicki i włą­czył ją do repertuaru "Wybrze­ża" w bieżącym sezonie. Kra­ków może zatem nie być pierwszy.

- Kilka lat leniu gdański te­atr wystawił "Stad do Amery­ki" - sztukę współczesną twego autorstwa. Nikt chyba wów­czas nie przypuszczał, że kiedyś zechcesz na nasze sprawy popatrzeć z perspektywy ko­mediowej i nadać im kształt farsowy, zupełnie niepoważny.

- Dla mnie też było to cał­kiem nowe doświadczenie i przyznaję, że bawiłem się nieźle. Mam nadzieję, że pery­petie bohaterów, którzy bawią autora, wydadzą się równie śmieszne odbiorcom. Opinie jurorów i pierwszych czytelni­ków pozwalają mi w to wie­rzyć. Zawsze marzyłem o napisaniu prawdziwej farsy, niepo­równywalnej z innymi forma­mi scenicznymi - programowo zwariowanej i zabawnej. Trak­tuje się ją zazwyczaj jako głu­pią z założenia i pozbawioną ambicji artystycznych, choć przecież sam ten gatunek wciąż się rozwija i wzbogaca o dokonania takich pisarzy, jak na przykład {#au#736}Frayn{/#}, {#au#220}Ayckbourn{/#} czy {#au#559}Schaeffer{/#}. Dla mnie kuszą­ce było też pisanie z myślą o telewizji, w której kamera ułatwia wiele rozwiązań i efek­tów trudniejszych do osiągnię­cia na scenie teatralnej.

- Zakładamy jednak, że wy­trawny reżyser, jakim jest Ry­szard Major, również na scenie wydobędzie wszelkie zabawne niuanse. Z czego zatem będzie­my się śmiać?

- Reżyserowi daję "carte blanche". Nie będę wysiady­wać na próbach i towarzyszyć narodzinom przedstawienia, jak to robiłem poprzednio. A "Farsa z ograniczoną odpowiedzialnością" jest satyrą na pokątny i dziwny biznes. Wo­kół tego rozwija się intryga, w której spotykamy elementy naszej rzeczywistości - z agen­cją towarzyską, agendą UOP, Anastazją księżną Koniecpol­ską... Akcja toczy się szybko, intrygi piętrzą, różni ludzie spotykają się w nieprawdopo­dobnych okolicznościach. Far­sa jest bowiem gatunkiem dość skonwencjonalizowanym pod względem struktury i rodzaju humoru.

- Czy da się tę sztukę po­traktować jako utwór "z klu­czem", czy też ewentualne po­dobieństwo osób i zdarzeń jest absolutnie przypadkowe?

- W moich powieściach "klucz" bywał zwykle czytel­ny. Tym razem klucza nie ma, ale naturalnie można się dopa­trywać analogii. To jednak nie moja wina, że tylu mamy nie­uczciwych ludzi interesu. A księżna Anastazja, żeby nie było wątpliwości, ma sześć­dziesiąt lat.

- Czy czas - pisałeś sztukę rok temu - "Farsie..." nie za­szkodzi?

- Pseudobiznesmen, usiłują­cy sprzedać coś, co do niego nie należy - taki temat zachowa aktualność jeszcze przez parę lat. A drobne żarty w stylu działacza partyjnego, obawia­jącego się dekomunizacji da­dzą się w razie potrzeby zastą­pić bardziej aktualnymi.

- Masz, zdaje się, szczęście do konkursów?

- Rzeczywiście. Jeśli już brałem w jakimś udział, to z nagrodą.

- Gdański oddział Stowarzy­szenia Pisarzy Polskich, które­mu prezesujesz, podobno "cho­dzi" wokół konkursu, czy też regionalnej nagrody literackiej dużej rangi.

- Tak, bo to duże niedopa­trzenie, że nam się w Gdańsku jakoś dokonania literackie "rozmywają", że nie są syste­matycznie honorowane na rów­ni z teatrem, czy nauką. Piękne wyróżnienie - "Pro libro legen­do" - od paru lat przyznają pi­sarzom gdańscy bibliotekarze, ale nam zależy na czymś wię­cej, na promocji o większym zasięgu. Opracowujemy teraz regulamin takiej literackiej na­grody, wkrótce powołamy jej kapitułę. Ostatnie lata były na Wybrzeżu tak owocne w róż­nych dziedzinach literackiej twórczości, że czas najwyższy, by to godnie zauważyć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji