Artykuły

Odysów już nie ma

"Powrót Odysa" w reż. Pawła Wodzińskiego w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Aleksandra Lewińska w Gazecie Wyborczej - Bydgoszcz.

Dobrym pomysłem było zaangażowanie sceny we współczesną dyskusję nad kształtem patriotyzmu. To jednak powinien być głos żarliwy, a bydgoski spektakl jest nieśmiałym szeptem. Stawia pytania, ale banalne. Odpowiedzi nie daje.

Najlepszym pomysłem Pawła Wodzińskiego, reżysera najnowszej premiery bydgoskiego teatru, jest szafa. Koncept scenograficzny bardzo prosty: w starym, podświetlonym kredensie świetnie wyeksponowanym w przestrzeni scenicznej leżą stare zbroje, pieczołowicie czyszczone przez ich posiwiałego już stróża.

Młodzi od zniczy w niej stojących odpalają papierosy, z wieńców robią podpórki pod brody, a na koniec ostentacyjnie wyrzucają eksponaty jak i szafę poza scenę.

To wyrazista negacja starego modelu patriotyzmu polegającego na odkurzaniu dawnych zasług, modelu rocznicowo-defiladowo-flagowego, który już się wypalił. Poza tym jednak bydgoski spektakl ze współczesnością się mija. Tekst Wyspiańskiego o naszej rzeczywistości mówi niewiele, a Wodziński głosu wizjonera z ubiegłego wieku zrozumiałym nie czyni. A przecież mity domagają się reinterpretacji. Homer uświęcił tęsknotę za krajem wawrzynem, a dotarcie do brzegów Itaki - ostatecznym spełnieniem. Wyspiański dołożył swoje "trzy grosze": okrył powrót do ojczyzny mrokiem rozczarowań. U niego historia kończy się tragicznie. Odys dokonuje rzezi na pretendentach do ręki Penelopy. Nie odbudowuje domu, ale go niszczy. Wyspiański mówi wprost: powrót jest niemożliwy.

Dziś czas stawiać kolejne tezy i pytania. Tej próby Wodziński jednak unika. Tułaczka Odysa ma niewiele wspólnego z losem współczesnych emigrantów. Oni dziś nie wracają do kraju umęczeni, a opuszczenie go nie jest dla nich wyrokiem, a często nawet powodem do "dziękowania Bogu".

Dziś Odysów już nie ma. Ani mitycznych, ani znanych z dwóch ubiegłych wieków - emigrantów przez duże "E". Tych, co do niedawna byli postaciami wielkoformatowymi: męczennikami, wygnańcami, albo zdrajcami. Kim są dziś?

Ludźmi pokroju Antinoosa (Marek Tynda)? Pajacującymi lekkoduchami, owiniętymi brytyjską flagą, tańczącymi kankana, którzy świetnie opanowali sztukę bycia kelnerami? Tynda zagrał go sugestywnie, ale mimo wszystko pozostał postacią niemą. Jak cała reszta dworu Penelopy - scenicznej "nowej ojczyzny" Odysa. Reżyser zamknął ich za drzwiami pokoju umieszczonego w głębi sceny. Oni nie dostali głosu. Zza drzwi dobiegają szumy libacji. Czego to obraz? Stanu nietrzeźwego naszej cywilizacji, która jest ciągle pijana własnym barbarzyństwem i fałszywą wolnością? Chyba lekka przesada. A już na pewno duże uproszczenie. Młodzi mają swoje racje: walczą z przebrzmiałymi kodami i zakłamaniem. I wciąż nie wiedzą, w jaki sposób ludzie, którym każe się być Europejczykami, obywatelami świata, mają wrócić do ojczystych symboli i w nich dostrzec wartość? Na bydgoskiej scenie nikt nie szuka odpowiedzi na to pytanie.

Za to w końcowym monologu (jednej z lepszych scen spektaklu) Odys (przekonująca kreacja Mariusza Saniternika) kilkakrotnie uparcie powtarza: "nie sposób wrócić do kraju młodości". Tempo przemian świata mogło zadziwiać Wyspiańskiego na początku XX wieku. Ale dziś? Wiemy przecież, że kto zasadzi przy domu drzewo i wróci po 20 latach, niekoniecznie zdrzemnie się w jego cieniu. Tezie, że nie sposób wrócić do miejsca, z którego się wyruszyło nie warto już chyba dawać sceny.

A może reżyser chciał zasugerować, że próba powrotu do tradycyjnego symbolu wartości jest nie tyle niemożliwa, co zbędna? Wodziński przed premierą zapowiadał, że podejmie tematykę stosunku bohatera do ojczyzny.

I zaczął dobrze. "Żebraku, podejdź, bliżej" - tak Odys został zaproszony na scenę z mroków widowni. O co miał żebrać? O pamięć? O walkę, o narodową tożsamość? Nie uczynił tego. Zbrukał swą ziemię krwią rodaków. Nie w imię zemsty, ale niezgody. Nie mógł już istnieć w świecie, który zastał, ale alternatywy nie znał.

Nie zaproponował nowego modelu myślenia o ojczyźnie, kochania jej, nawet nie spróbował o nią walczyć. W tym kontekście spektakl można odczytać jako przestrogę: zdefiniujmy jak najszybciej zdezaktualizowane pojęcia, inaczej nie zostaje nic poza destrukcją i krwawą rzezią. Prawda czy fałsz? A może jesteśmy za letni, globalni i rzezi nie będzie?

Dobrym pomysłem było zaangażowanie sceny we współczesną dyskusję nad kształtem patriotyzmu. To jednak powinien być głos żarliwy, a bydgoski spektakl jest nieśmiałym szeptem. Stawia pytania, ale banalne. Odpowiedzi nie daje.

Wyspiański, pielęgnujący symbole, wracał do problemu rozliczenia się z historią i mitami. To tematyka nie schodząca dziś z politycznej ambony. Tyle, że dotyczy rozliczeń personalnych. Nie próbujemy odnaleźć znaczenia narodowych symboli, by z tej analizy wyciągać wnioski. Za przeszłość karzemy winnych. Taki model rozrachunku z historią rzeczywiście grozi rzezią. Ale spektakl o tym także nie mówi.

Wydaje mi się, że Odys Wyspiańskiego jest dziś bardziej uniwersalny jako postać, która zmaga się z własnym mitem. Mitem, który się skończył. Gdy wraca do kraju, nikt w nim nie widzi króla, bohatera, bojownika. Skazany przez okrutnych greckich bogów na wędrówkę Odyseusz pokonuje nie tylko potwory, cyklopów, czy piękne kobiety, ale przede wszystkim pokonuje własną słabość i strach. To świetny przyczynek do rozważań o człowieku, który przekroczył w sobie pewną granicę i nie wiadomo, czy uda mu się powrócić - wcale nie w sensie geograficznym.

Premiera miała być najważniejszym elementem drugiego projektu naszego teatru zatytułowanego "Wiele Ojczyzn-Ojczyzna Wielu/Wyspiański+". Boję się, że koncert Bayer Full wywoła większe poruszenie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji