Artykuły

Felieton z cyklu "Kocham teatr"

Potwierdzamy, że na drugim spektaklu "Odprawy posłów greckich" Pan Tomasz Mościcki i Pan Paweł Głowacki, siedząc w pierwszym rzędzie widowni, podczas całego przedstawienia przeszkadzali aktorom w graniu, między innymi prowadząc ze sobą głośne rozmowy - Roman Pawłowski cytuje w Gazecie Wyborczej - Stołecznej, list aktorów Starego Teatru w Krakowie.

Od lat przyglądam się działalności Piotra Lachmanna i Jolanty Lothe, którzy z uporem maniaków przekonują w swoim Videoteatrze, że telewizja może być nie tylko królestwem kiczu, ale elitarną sztuką. Różne efekty ten upór przynosił, raz mniej, raz bardziej przekonujące. Najnowsza premiera "Hamlet gliwicki" [na zdjęciu] należy bezsprzecznie do najciekawszych osiągnięć tej jedynej w swoim rodzaju sceny, na której żywe aktorstwo przenika się z aktorstwem telewizyjnym.

Unikalność tego przedstawienia polega na osadzeniu szekspirowskiego dramatu w kontekście własnej biografii Lachmanna, Niemca urodzonego w Gliwicach w 1935 roku, który po wojnie pozostał z rodziną w Polsce. Na bazie Szekspira Lachmann napisał nową sztukę, w której wykorzystał fragmenty "Obory" Helmuta Kajzara i własne wspomnienia. Gertruda (Lothe) jest jego matką, zgwałconą przez radzieckich żołnierzy w 1945 roku, Stary Hamlet - ojcem, który zginął pod Stalingradem (widzimy go na archiwalnych zdjęciach w mundurze Wehrmachtu), a duński książę - samym reżyserem, którego w spektaklu gra mówiący z twardym, niemieckim akcentem Zbigniew Konopka. Przedstawienie rozpoczyna się w ruinach zniszczonego podczas wojny gliwickiego teatru, po czym siłą telewizyjnej techniki przenosi się do Warszawy, na poddasze pałacyku Szustra, gdzie rozmawiają ze sobą matka i syn.

Oglądany przez pryzmat autobiografii "Hamlet" staje się opowieścią o nieznośnym ciężarze przeszłości, którą czują na sobie zarówno Niemcy, jak i Polacy. Pytanie "być czy nie być" jest tu pytaniem o powikłaną, polsko-niemiecką tożsamość. Spektakl Lachmanna jest fantastycznym seansem życia i śmierci na podobieństwo kantorowskiej "Umarłej klasy": reżyser wywołuje duchy własnej biografii, aby na oczach widzów dokonać z nimi obrachunku. Nie wszystko jest tu dopracowane, zgrzyta czasem zbyt koturnowe aktorstwo, ale nawet na to jest recepta: w pewnej chwili reżyser przerywa przedstawienie i poprawia aktorów, co jeszcze bardziej podkreśla osobisty charakter wieczoru. Parafrazując Wyspiańskiego, można powiedzieć, że "Hamlet" Lachmanna jest o tym, co jest w Niemczech do - myślenia. Nie przegapcie.

PS: Po moim felietonie o chuligańskim zachowaniu recenzentów Pawła Głowackiego i Tomasza Mościckiego, którzy głośnymi komentarzami przeszkadzali wykonawcom i publiczności podczas przedstawienia "Odprawy posłów greckich" w Starym Teatrze, obaj panowie zaprzeczyli wszystkiemu w Programie 2 Polskiego Radia. W odpowiedzi otrzymałem list od aktorów Starego Teatru, którzy tego wieczora występowali na scenie: "Potwierdzamy, że na drugim spektaklu Odprawy posłów greckich Pan Tomasz Mościcki i Pan Paweł Głowacki, siedząc w pierwszym rzędzie widowni, podczas całego przedstawienia przeszkadzali aktorom w graniu, między innymi prowadząc ze sobą głośne rozmowy". Pod listem podpisali się: Lidia Duda, Beata Paluch, Barbara Wysocka, Juliusz Chrząstowski, Roman Gancarczyk, Ryszard Łukowski, Błażej Peszek, Jan Peszek, Leszek Świgoń, Dominik Strycharski. Jak się okazuje, Głowacki i Mościcki nie tylko nie potrafią zachować się w teatrze, ale nie mają cywilnej odwagi, aby przyznać się do głupiego wybryku i przeprosić. Następnym razem aktorzy powinni wyprosić takich widzów za drzwi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji