Artykuły

Piętnaście metrów na lewo

Pisał opowiadania, słowa piosenek i komponował. Kolekcjonował dzieła sztuki i tylko z rzadka zdarzała mu się gorsza rola. Należał do świata, którego już nie ma. Pełnego barwnych opowieści, w których to on grał pierwsze skrzypce.

W latach 60. i 70. niemal nie schodził z ekranu. Jednak jego obecność rozproszona była na dziesiątki ról epizodycznych. Reżyserzy bez umiaru korzystali z jego charakterystycznego i twórczego aktorstwa na zasadzie, że "skoro jest Maklak, to i rola dla niego się znajdzie". Krążyła nawet na ten temat anegdota, którą być może ten wyborny żartowniś sam wymyślił. Otóż idzie Zdzisław Maklakiewicz Nowym Światem i widzi zbiegowisko. "- Co tu się dzieje? - pyta pierwszego z brzegu gapia. - Jak to co? Film kręcą. - Film? - dziwi się aktor. - To dlaczego ja nie gram?"

Bohema, której już nie ma

Należał do bohemy, której dziś już nie ma. Jego luzacki styl życia, pozaekranowy wizerunek ironisty, gawędziarza i aranżera prześmiesznych sytuacji, a wreszcie przyjacielski duet z Janem Himilsbachem przesłoniły zalety jego aktorstwa oraz - to także warto mu oddać - zalety charakteru.

Był człowiekiem wielorakich zainteresowań. Pisał opowiadania i słowa piosenek, trochę komponował. W kilku filmach nawet śpiewał. Podobno kolekcjonował dzieła sztuki, choć jako mężczyzna po przejściach, dwukrotnie żonaty, niespecjalnie przywiązywał się do rzeczy.

Wywodził się z przedwojennego tzw. dobrego domu. W rodzinie nie brakowało artystycznych talentów. Jego stryjem był wybitny kompozytor Jan Maklakiewicz, więc kiedy Zdzisław uparł się zdawać do szkoły teatralnej, uważano to za swoiste dziwactwo. Nikt nie protestował, bowiem po służbie w AK, udziale w Powstaniu Warszawskim i wywózce do Niemiec, chłopak był cudem odzyskanym rodzinnym skarbem. Po bardzo dobrym starcie teatralnym w gdańskim Teatrze Wybrzeże, miał też świetne początki filmowe.

Mamon i inni

W pamięci kinomanów pozostała po nim postać inżyniera Mamonia z "Rejsu" z popisami inteligenta oceniającego polskie filmy. Pozostały także komedie zagrane w duecie z Janem Himilsbachem, jak "Wniebowzięci", "Jak to się robi" czy "Remont". A przecież od początku byt w grupie aktorów, którym zaufał i do których przywiązał się Wojciech J. Has. Zadebiutował rolą studenta, chłopskiego syna skazanego na ryzykowne zmagania, w jego "Wspólnym pokoju" (1959). Grat w "Złocie", "Jak być kochaną", "Rękopisie znalezionym w Saragossie". Jego kolekcja ról składa się na portret ludzkiej zwyczajności. Ułomnej, cwaniackiej, czasem naiwnej, a niekiedy pełnej mądrości. Najbardziej przejmującą rolę zagrał krótko przed śmiercią w odcinku "Polskich dróg" pt. "Lekcja poloneza". Wcielił się w postać byłego baletmistrza, który ostatni taniec wykonuje przed gestapowcem. Robi to z tragiczną świadomością człowieka, który musi rozstać się z życiem.

Ostatnia tajemnica

Nikt nie wie, jak to było naprawdę. Tego ostatniego wieczoru (9 października 1977) był w nocnym barku hotelu Bristol. Z nikim nie zadarł, przeciwnie - dowcipkował z gośćmi i około godziny pierwszej opuścił lokal. Od tej chwili wszystko tonie w mrokach tajemnicy. Godzinę później pobity i zakrwawiony dotarł do domu, gdzie mieszkał z matką. Mama wezwała pogotowie. Gdy przyjechało, już nie żył. Grób Zdzisława Maklakiewicza łatwo znaleźć na warszawskich Powązkach. Pierwsza alejka od kościoła Karola Boromeusza. I jakieś piętnaście metrów w lewo.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji