Na przykład Tomasz Mann
Jerzy Łukosz nie miał ani ambicji, ani zamiaru pisania o Tomaszu Mannie dramatu biograficznego. Na kanwie pewnych faktów z życia wielkiego pisarza zbudował on szereg fikcyjnych, choć psychologicznie prawdopodobnych scen, do jakich dojść mogło nie tylko w wewnętrznym świecie, tj. w wyobraźni i w snach tego niezwykłego twórcy, ale nawet w rozmowach z osobami z najbliższego otoczenia.
Poruszanym w dramacie problemem jest walka z pokusą powrotu do kraju i współpracy z faszystami, do czego bardzo wyrafinowanymi metodami, nierzadko szantażem, przebywających na emigracji najwybitniejszych niemieckich artystów czy naukowców nakłaniał Hitler.
Bardzo dobrze się stało, że dla tej poważnej tematyki Jerzy Łukosz wybrał formę komediową. Dowcipny i inteligentny tekst prowokuje też aktorów do grania całej rzeczy z dystansem i przysłowiowym przymrużeniem oka. Wiele tu oryginalnych, zabawnych w formie aluzji do twórczości Manna i jej prawdopodobnych związków z bieżącymi wydarzeniami z życia pisarza, i aktualnymi w danym momencie nastrojami.
Akacja sztuki rozgrywa się w hotelowych pokojach w Szwajcarii i w Ameryce. W pierwszym akcie przed, a w drugim po wojnie. Występują Tomasz Mann, jego żona Katia i fryzjer Frank.
Bardzo trudne zadanie stawia ten tekst aktorom. Sporo tu np. ważkich monologów. Najtrudniejsze zadanie przypadło z całą pewnością wcielającemu się w postać Tomasza Manna Henrykowi Machalicy. Z jednej strony pragnie on pokazać w miarę serio psychologiczną prawdę o człowieku, który aby zaprotestować przeciwko rodzącemu się w Niemczech lat trzydziestych faszyzmowi, skazuje się na trudy emigracji i przeżywa związane z tym wahania, lęki, niepokoje, z drugiej zaś - stara się pozostać wierny komediowej konwencji dramatu Łukosza, gdyż mamy tu w gruncie rzeczy do czynienia z egocentrycznym, trochę kapryśnym artystą, grającym na przykład ze swoim fryzjerem w okręty przy pomocy cytatów z własnych utworów, rozmawiającym z własnym odbiciem w lustrze, i sytuacje sceniczne chwilami graniczą już z groteską. To rozbudowywanie kolejnych warstw i przydawanie coraz to nowych den do i tak już dla przeciętnego widza niełatwej sztuki, momentami w wykonaniu Machalicy nuży publiczność.
Z komediową konwencją w akcie pierwszym lepiej sobie radzi Ewa Dałkowska jako Katia. Ma ona jednak problem innej natury. Nie zawsze najlepiej wychodzi jej mierzenie się z czasem. Między pierwszym a drugim aktem mija około ćwierć wieku. I samo przyprószenie włosów siwizną niewiele tu daje. Nie pomogła niestety aktorce scenografka Elżbieta Terlikowska, która do drugiego aktu odziała ją w kostiumy znacznie bardziej powabne niż do pierwszego - długie wąskie spódnice z rozcięciami prawie do samych pleców, wysokie obcasy, a więc wszystko, co sprawia, że każda próba zagrania starości mimo woli obnaża kłamstwo.
Od początku do końca idealnie odnajduje się w tej komediowej konwencji Zdzisław Wardejn jako fryzjer-konfident Frank, który z czasem przeistacza się w najbliższego przyjaciela pisarza. Gra z ogromnym wdziękiem, przekonująco. On to właśnie tworzy i określa klimat przedstawienia.
Reżyser Aleksander Berlin zastosował w tym spektaklu wiele interesujących rozwiązań inscenizacyjnych, a dobrze dobrana przez Piotra Salabera muzyka głębiej osadza rzecz w realiach. Niestety, nie przemyślana do końca scenografia ogranicza bardzo pole manewru aktorom.
Bydgoskie przedstawienie jest prapremierą światową tego napisanego w 1995 r. dramatu. Ze względu na udział aktorów stołecznych gros prób odbywała się w Warszawie, gdzie sceny użyczał artystom Teatr Ochoty, w zamian za co otrzymał prawo do częściowej eksploatacji spektaklu.